Polski English Deutch wyjście strona główna
 
  jesteś tutaj: nadzieja.pl > tematy > seria: życie Jezusa dokument tekstowy  
 

WESELE W KANIE GALILEJSKIEJ
ELLEN G. WHITE
(Jan 2,1-11)

 
 

Jezus nie zapoczątkował swej działalności demonstrowaniem wielkich czynów przed Sanhedrynem w Jerozolimie. Podczas spotkania rodzinnego w małej miejscowości galilejskiej użył swej mocy dla podniesienia radosnego nastroju podczas uczty weselnej. Jezus okazał w tym przypadku swoją sympatię do ludzi oraz chęć przyczynienia się do ich szczęścia. Podczas kuszenia na pustyni wychylił już swój własny kielich goryczy. Z tego też powodu postanowił rozlać ludziom kielich błogosławieństw, dobrotliwie uświęcając związki towarzyszące ludzkiemu życiu.

Znad Jordanu Jezus powrócił do Galilei. W Kanie, małym miasteczku blisko Nazaretu, miała się odbyć uroczystość zaślubin, a młoda para była spokrewniona z Józefem i Marią. Jezus, wiedząc o tym rodzinnym zgromadzeniu, udał się do Kany, gdzie wraz ze swymi uczniami został zaproszony na wesele.

Tu znów spotkał swą matkę, z którą od pewnego czasu był rozłączony. Maria słyszała o zdarzeniu, jakie miało miejsce nad Jordanem podczas Jego chrztu. Wieść o tym dotarła do Nazaretu i przypomniała jej na nowo to, co przez wiele lat ukrywała w swym sercu. Wraz z całym Izraelem Maria była głęboko poruszona misją Jana Chrzciciela. Dobrze też pamiętała o proroctwie danym przy jego narodzeniu. Teraz jego związek z Jezusem rozniecił ponownie jej nadzieje. Lecz doszły do niej również wiadomości o tajemniczym pobycie Jezusa na pustyni, co wzbudzało w niej pełne troski przeczucia.

Poczynając od dnia, w którym usłyszała zwiastowanie anioła w swym domu w Nazarecie, Maria przechowywała jak najwspanialszy skarb wszelkie dowody tego, że Jezus jest Mesjaszem. Jego pełne łagodności, niesamolubne życie utwierdzało ją w przekonaniu, że nie może On być nikim innym, jak tylko wysłannikiem Bożym. Jednakże trapiły ją również wątpliwości i zawód, ponieważ bardzo czekała na tę chwilę, kiedy zostanie objawiona Jego chwała. Śmierć rozłączyła ją z Józefem, który dzielił z nią świadomość tajemnicy narodzenia Jezusa. Teraz nie miała nikogo, z kim mogłaby się podzielić swymi nadziejami i obawami. Ubiegłe dwa miesiące były wypełnione troskami. Została rozdzielona z Jezusem, w uczuciu którego znajdowała pokrzepienie; rozmyślała nad słowami Symeona: „Twoją własną duszę przeniknie miecz” ŁUK. 2,35. Przypomniały jej się cierpienia tych dawnych trzech dni, gdy myślała, że straciła Go na zawsze; z niespokojnym sercem oczekiwała Jego powrotu.

Podczas uroczystości weselnej ujrzała Go znów, tak samo jak dawniej czułego i usłużnego syna. Lecz On nie był tym samym. Jego wygląd zmienił się. Jego oblicze nosiło ślady walki odbytej na pustyni, a postać Jego tchnęła nowym wyrazem godności i mocy, które świadczyły o Jego niebiańskiej misji. Był otoczony przez grupę młodych ludzi, którzy wodzili za Nim pełnym czci wzrokiem i którzy nazywali Go Mistrzem. Ci Jego towarzysze opowiedzieli Marii o wszystkim, co widzieli i słyszeli podczas chrztu nad Jordanem i w innych miejscach, kończąc swą opowieść słowami: „Znaleźliśmy tego, o którym pisał w zakonie Mojżesz, a także prorocy” JAN 1, 45.

Zebrani goście wydawali się być zajęci się jakimiś absorbującymi sprawami. Jakieś tłumione podniecenie ogarnęło towarzystwo. Małe grupki prowadziły ze sobą rozmowy w ożywionym, lecz spokojnym tonie, a pełne zdziwienia spojrzenia kierowały się w stronę Syna Marii. Gdy Maria usłyszała świadectwo uczniów o Jezusie, utwierdziła się w radosnym przekonaniu, że jej wytęsknione nadzieje nie były daremne. Byłaby nadczłowiekiem, gdyby do tej świętej radości nie dołączyła pewnej dozy naturalnej macierzyńskiej dumy. Gdy dostrzegła, że tyle spojrzeń kieruje się w Jego stronę, zapragnęła gorąco, aby dał dowód zebranym, że jest rzeczywiście Wybrańcem Boga. Liczyła na to, że zdarzy się jakaś okazja dla Jezusa, aby uczynił przed nimi cud. []

W owych czasach istniał zwyczaj, że uroczystości weselne trwały kilka dni. Przy końcu tej uroczystości okazało się, że zabrakło wina, co spowodowało wiele zamieszania i kłopotu. Przy wszystkich uroczystościach nie było w zwyczaju wydzielanie wina i jego brak byłby odczytany jako brak gościnności. Jako spokrewniona z nowożeńcami Maria uczestniczyła w urządzaniu przyjęcia i teraz rzekła do Jezusa: „Wina nie mają”. Była to sugestia, że mógłby im przyjść z pomocą. Lecz Jezus odrzekł „Czego chcesz ode mnie, niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja”.

Był to zwrot używany w stosunku do osób, którym pragnęło się okazać szacunek. Każdy czyn Chrystusa podczas Jego życia na ziemi pozostawał w zgodzie z przykazaniem, które sam ustanowił: „Czcij ojca swego i matkę swoją” 2 MOJŻ. 20,12. Również na krzyżu, gdy w ostatnim akcie miłości do matki polecił ją opiece swojego ukochanego ucznia, zwrócił się w taki sam sposób. Zarówno podczas wesela, jak i na krzyżu, miłość wyrażona w tonie głosu, w spojrzeniu i zachowaniu tłumaczyła Jego słowa.

Podczas swych odwiedzin w świątyni w latach dziecięcych, gdy tajemnica dzieła Jego życia została Mu ujawniona, Chrystus rzekł do Marii: „Czemuście mnie szukali? Czyż nie wiedzieliście, że w tym, co jest Ojca mego, Ja być muszę?” ŁUK. 2,49. W tych słowach wyrażona była przewodnia myśl całego Jego życia i służby. Wszystko trwało w oczekiwaniu na Jego dzieło, wielkie dzieło odkupienia, d1a spełnienia którego przyszedł na ziemię. Teraz Jezus znów to podkreślił. Istniało bowiem niebezpieczeństwo, że Maria może uważać swoje pokrewieństwo z Jezusem za dające jej legalnie pewne prawo do kierowania Nim w Jego misji. W ciągu trzydziestu lat Jezus był dla niej kochającym i posłusznym synem i miłość Jego do niej nie uległa zmianie. Ale teraz nadszedł czas, aby oddał się dziełu swego Ojca. Syna Najwyższego Boga i Zbawiciela świata żadne ziemskie więzy nie mogły krępować ani wpływać na Jego misję. Musiał być wolnym, czyniąc wolę Bożą. Powyższa uwaga dotyczy również nas. Wymagania stawiane przez Boga muszą stać ponad wszelkimi więzami międzyludzkimi. Żadne ziemskie sprawy nie powinny sprowadzać naszych kroków ze ścieżki, którymi Bóg kazał nam iść.

Jedyną nadzieję na odkupienie naszego upadłego rodu możemy pokładać w Chrystusie; Maria mogła uzyskać zbawienie jedynie przez Baranka Bożego, ponieważ sama z siebie nie miała żadnych zasług. Związek między nią a Jezusem nie stawiał jej wobec Niego w odmiennej sytuacji duchowej od wszystkich innych ludzi. Wskazują na to słowa Zbawiciela. W swych związkach z matką uczynił On bowiem wyraźny rozdział jako Syn człowieka i jako Syn Boga. Pokrewieństwo w żadnym przypadku nie mogło ich ze sobą zrównać.

Słowa „Jeszcze nie nadeszła godzina moja” wskazują na fakt, że każdy akt życia Chrystusa na ziemi był wypełnieniem planu, który istniał od wieczności. Zanim Jezus przyszedł na ziemię, plan ten, doskonały we wszystkich szczegółach, był Mu przedstawiony. Lecz podczas Jego wędrówki wśród ludzi prowadziła Go, krok za krokiem, wola Ojca. Jezus nie zawahał się przystąpić do działania w wyznaczonym czasie i z pokorą czekał, aż ten czas nadejdzie.

Mówiąc do Marii, że godzina Jego jeszcze nie nadeszła, Jezus odpowiedział na jej niewyrażoną głośno myśl — na oczekiwanie, które dzieliła wraz ze swym narodem. Wierzyła, że Jezus objawi się jako Mesjasz i zasiądzie na tronie Izraela. Lecz ten czas jeszcze nie nadszedł. Nie jako Król, lecz jako „mąż boleści, doświadczony w cierpieniu” IZ. 53,3, podzielił Jezus los ludzkości.

Chociaż Maria nie miała prawdziwego pojęcia o misji Chrystusa, to darzyła Go jednak bezwzględnym zaufaniem. Jezus potrafi to wynagrodzić. Właśnie w tym celu, aby nie sprzeniewierzyć się zaufaniu Marii i wzmocnić wiarę uczniów, Jezus dokonał pierwszego cudu. Przecież Jego uczniowie mieli napotkać jeszcze wiele ciężkich pokus, prowadzących do utraty wiary. Proroctwa utwierdziły ich w przekonaniu, iż ponad wszelką wątpliwość Jezus był Mesjaszem, dlatego też spodziewali się, że przywódcy religijni przyjmą Jezusa z jeszcze większą wiarą niż oni sami. Uczniowie opowiadali ludziom o cudownym dziele Chrystusa i wyznawali swoją ufność wobec Jego misji, lecz niewiara, głęboko zakorzenione przesądy i wrogość w stosunku do Jezusa, okazywane przez kapłanów i rabinów, wprawiały ich w zdumienie i gorzką rozterkę. Pierwsze cuda Zbawiciela utwierdziły uczniów w zamiarze przeciwstawienia się tym wpływom. []

Maria, wcale nie zrażona słowami Jezusa, odezwała się do usługujących przy stole: „Co wam powie, czyńcie!”. W ten sposób uczyniła to, co było w jej mocy, aby przygotować drogę dla dzieła Chrystusa.

Przy wejściu stało sześć dużych stągwi na wodę i Jezus poprosił, aby służba napełniła je wodą, co też uczyniono. Ponieważ wino potrzebne było natychmiast, Jezus powiedział: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście gospodarzowi wesela!”. Zamiast wody, którą napełnione zostały naczynia, popłynęło z nich wino. Ani przełożony wesela, ani goście nie wiedzieli, że wina zabrakło. Po spróbowaniu tego, które teraz przynieśli służący, przełożony wesela stwierdził, że jest ono lepsze od wszystkich, jakie pił dotąd, i że bardzo się różni od tego, które było podane na początku uroczystości. Zwracając się do pana młodego powiedział: „Każdy człowiek podaje najpierw dobre wino, a gdy sobie podpiją, wtedy gorsze; a tyś dobre wino zachował aż do tej chwili”.

Na podobieństwo ludzi, którzy wpierw podają lepsze wino, a później gorsze, postępuje świat ze swymi darami. To, czym nas obdarza, może cieszyć oko i oczarować zmysły, lecz nie przynosi zadowolenia. Wino nabiera goryczy, a wesołość przechodzi w smutek. To, co zaczyna się śpiewem i radością, kończy się zmęczeniem i niesmakiem. Ale dary ofiarowane przez Jezusa są zawsze świeże i nowe. W święcie, które On przygotowuje dla duszy, nie brak nigdy zadowolenia i radości. Z każdym nowym darem coraz mocniej odczuwa się radość z błogosławieństwa Pana i odpowiednio się je docenia. Udziela On łaski za łaską. Jej źródło nie może się wyczerpać. Jeżeli trwasz przy Nim, to fakt, że uzyskałeś dziś bogaty dar, zapewnia na jutro uzyskanie jeszcze bogatszego. Słowa Jezusa do Natanaela wyrażają zasady postępowania Boga w stosunku do Jego dzieci w wierze. Z ciągle nowymi przejawami swej miłości głosi On chętnym sercom: „Wierzysz? (...) Ujrzysz większe rzeczy niż to” JAN 1,50.

Dar Jezusa podczas uczty weselnej był symbolem. Woda przedstawiała chrzest przez Jego śmierć, wino zaś symbolizowało Jego krew przelaną za grzechy świata. Woda, którą napełnione zostały dzbany, przyniesiona została przez ludzkie ręce, lecz jedynie słowo Chrystusa mogło jej nadać życiodajną wartość. Podobnie symboliczne są obrzędy wskazujące na śmierć Zbawiciela. Tylko dzięki mocy Chrystusa, działającej przez wiarę, można otrzymać pokarm dla duszy.

Słowa Chrystusa sprawiły, że uczta została obicie zaopatrzona. Tak samo wielka jest Jego łaska w dziele usuwania niegodziwości ludzkich oraz odnowy i pokrzepienia dusz.

Na pierwszej uczcie, w której Jezus wziął udział wraz ze swymi uczniami, wręczył im kielich symbolizujący dzieło odkupienia. Podczas ostatniej wieczerzy podał go Jezus ponownie, ustanawiając święty obrządek, za pomocą którego Jego śmierć miała być przypominana, „aż przyjdzie” 1 KOR. 11,26. Tym sposobem smutek uczniów przy rozstaniu z Panem został złagodzony przez obietnicę ponownego połączenia się, zawartą w Jego słowach: „Ale powiadam wam: Nie będę pił odtąd z tego owocu winorośli aż do owego dnia, gdy go będę pił z wami na nowo w Królestwie Ojca mego” MAT. 26,29.

To wino, które Jezus dał weselnym gościom, i to, które podał uczniom jako symbol swej własnej krwi, było czystym sokiem gronowym. Do tego odwołał się Izajasz, mówiąc o nowym winie, które jest w „winogronie” i rzekł: „Nie niszcz go, gdyż w nim jest błogosławieństwo” IZ. 65,8. []

To Chrystus w Starym Testamencie ostrzegł Izraela: „Wino — to szyderca, mocny trunek — to wrzaskliwa kłótnia; i nie jest mądry, kto się od niego zatacza” PRZYP. 20,1. Dlatego On sam nie dał takiego napoju. Szatan kusi ludzi do oddawania się nałogom, prowadzącym do zamroczenia umysłu i przytępienia zdolności duchowego postrzegania, lecz Chrystus uczy nas panowania nad niskimi instynktami naszej natury. Całe Jego życie było przykładem samozaparcia. By pokonać siłę łaknienia poddał się dla naszego dobra najsurowszej dla rodzaju ludzkiego próbie. Na mocy Jego zarządzenia Jan Chrzciciel nie pił ani wina, ani mocnego napoju. On też zalecił żonie Manuego taką samą abstynencję i nakazał obłożyć klątwą każdego człowieka, który przyłoży butelkę do ust sąsiada. Swoim cudem w czasie wesela Chrystus nie przeczy własnej nauce. Nie fermentowane wino, które Jezus dostarczył gościom weselnym, było zdrowym i odświeżającym napojem. Jego działanie przywróciło harmonię smaku i zdrowego apetytu.

Kiedy goście weselni poznali jakość wina, zaczęli rozpytywać o jego pochodzenie, dowiadując się o cudzie. Całe towarzystwo było przez chwilę zbyt zdumione, aby pomyśleć o Tym, który był sprawcą cudu. Gdy wreszcie zaczęli Go szukać, okazało się, że Jezus oddalił się tak niespostrzeżenie, że nawet Jego uczniowie tego nie zauważyli.

Teraz uwaga wszystkich obecnych zwróciła się w stronę uczniów, co stworzyło im pierwszą sposobność wyznania swej wiary w Jezusa. Opowiadali o wszystkim, co widzieli i słyszeli nad Jordanem, rozniecając w wielu sercach nadzieję, że Bóg zesłał Oswobodziciela dla swego narodu. Wiadomość o dokonanym cudzie szybko rozeszła się po całej okolicy i dosięgła Jerozolimy. Z nowym zainteresowaniem kapłani i starsi zaczęli szukać proroctw dotyczących przyjścia Chrystusa. Zrodziło się gorące pragnienie poznania misji tego nowego nauczyciela, który się pojawił wśród ludzi w tak skromnej postaci.

Działalność Chrystusa pozostawała w wyraźnym kontraście do postępowaniem starszyzny żydowskiej. Ich przywiązanie do tradycji i formalizmu zniszczyło prawdziwą swobodę myśli i czynów. Żyli z uczuciem ciągłego strachu przed skalaniem. Aby uniknąć kontaktu z „nieczystymi”, trzymali się z dala nie tylko od pogan, lecz również od większości swego narodu, nie starając się ani nieść mu pomocy, ani pozyskać jego przyjaźni. Przez ciągłe obracanie się w kręgu tych spraw doprowadzili do zniekształcenia swych umysłów i zawężenia horyzontów myślenia. Ich przykład powodował, że egoizm i brak tolerancji rozkrzewił się wśród wszystkich klas społecznych.

Jezus rozpoczął swe dzieło reformatorskie wchodząc w ścisły, serdeczny kontakt z ludzkością. Wykazując najgłębsze poszanowanie dla prawa Bożego, odrzucał obliczoną na efekt zewnętrzny pobożność faryzeuszy, dążąc do uwolnienia ludzi od bezsensownych przepisów, które ich krępowały. Usiłował złamać bariery, które dzieliły klasy społeczne, chciał bowiem zjednoczyć ludzi jako dzieci jednej rodziny. Jego udział w uroczystości weselnej oznaczał krok w kierunku realizacji tych myśli.

Bóg posłał Jana Chrzciciela na pustynię, aby wyłączyć go spod wpływu kapłanów i rabinów i przygotować do specjalnej misji. Lecz surowość i odosobnienie jego życia nie mogły być przykładem dla ludzi. Sam Jan nie zalecał swym słuchaczom porzucenia dotychczasowych zajęć. Prosił jedynie, aby dali dowody skruchy przez swą wierność Bogu tam, gdzie ich powołał.

Jezus był przeciwny wszelkim formom pobłażania sobie, ale z samej swej natury był towarzyski. Przyjmował gościnę u ludzi wszystkich warstw, odwiedzając domy bogatych i biednych, uczonych i prostaczków, dążąc do odwrócenia ich myśli od rzeczy codziennych ku sprawom duchowym i wiecznym. Nie pobłażał nigdy rozwiązłości i żadna ziemska płochość nie zaćmiła Jego zachowania, choć lubił niewinną wesołość i swoją obecnością sankcjonował towarzyskie zebrania. Żydowskie wesela były wspaniałymi okazjami, a towarzysząca im radość nie była niemiła Synowi Człowieczemu. Przez swój udział w weselu Jezus uhonorował małżeństwo jako boską instytucję.

Zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie, małżeństwo stanowi symbol czułego i świętego związku istniejącego pomiędzy Chrystusem a Jego ludem. W umyśle Chrystusa radosny nastrój uroczystości weselnych miał symbolizować radość owego dnia, w którym On przywiedzie do domu Ojca swą narzeczoną, a odkupieni zasiądą wraz z Odkupicielem na uczcie weselnej Baranka. Jezus rzekł: „Jak oblubieniec raduje się z oblubienicy, tak twój Bóg będzie się radował z ciebie”. „Już nie będą mówić o tobie: „opuszczona”, (...) lecz będą cię nazywali: „Moja rozkosz”, „gdyż Pan ma w tobie upodobanie”. „Będzie się radował z ciebie niezwykłą radością, odnowi swoją miłość. Będzie się weselił z ciebie” IZ. 62,5.4; SOF. 3,17. Kiedy apostołowi Janowi dana była wizja niebiańskich rzeczy, napisał: „I usłyszałem jakby głos licznego tłumu i jakby szum wielu wód, i jakby huk potężnych grzmotów, które mówiły: Alleluja! Oto Pan, Bóg nasz, Wszechmogący, objął panowanie. Weselmy się i radujmy się, i oddajmy mu chwałę, gdyż nastało wesele Baranka, a oblubienica jego przygotowała się”. „Błogosławieni, którzy są zaproszeni na weselną ucztę Baranka” OBJ. 19,6.7.9. []

Jezus widział w każdej duszy tego, kogo trzeba powołać do Jego Królestwa. Docierał do serc ludzi przebywając z nimi jak ktoś, kto pragnie ich dobra. Wyszukiwał ich na ulicach, w prywatnych domach, na łodziach, w synagogach, na brzegach jeziora i na uroczystości weselnej. Spotykał ich podczas ich codziennych zajęć, interesując się ich życiowymi sprawami. Swoją naukę wnosił do domostw, poddając rodziny w ich własnych domach wpływowi swej boskiej obecności. Jego wielki osobisty urok pomagał Mu zjednywać serca. Jezus często oddalał się w góry na samotną modlitwę, lecz było to przygotowaniem do pracy wśród ludzi w czynnym życiu. Stamtąd powracał, aby uzdrawiać chorych, uczyć nieświadomych i rozrywać łańcuchy niewolników szatana.

Jezus szkolił swych uczniów poprzez ścisły osobisty kontakt z nimi. Czasem przemawiał siedząc pośród nich na zboczu góry, czasem nad brzegiem jeziora, lub idąc drogą otwierał przed nimi tajemnice Królestwa Bożego. Nie wygłaszał kazań, jak to czynią ludzie obecnie. Wszędzie tam, gdzie serca gotowe były na przyjęcie boskich słów, Jezus odkrywał prawdy o drodze zbawienia. Nie polecał swym uczniom, by czynili to czy tamto, lecz mówił „Pójdźcie za mną”. W swych wędrówkach przez wsie i miasta zabierał ich ze sobą, aby pokazać im, jak On naucza ludzi. W ten sposób ich zainteresowania wiązały się ze spełnianą przez Niego misją, a oni jednoczyli się z Nim w działaniu.

Przykład Chrystusa, który tak ściśle związał siebie ze sprawami ludzkości, powinien być naśladowany przez wszystkich, którzy głoszą Jego Słowo i którzy poznali Ewangelię Jego łaski. Nie powinniśmy wyrzekać się kontaktu ze społeczeństwem. Nie powinniśmy oddzielać się od innych. Aby wejść w kontakt z ludźmi ze wszystkich warstw społecznych, musimy sami wyjść im na spotkanie, gdyż oni z własnej inicjatywy rzadko kiedy będą nas szukać. Boska prawda trafia do ludzkich serc nie tylko z kazalnic. Otwiera się tu inne pole do pracy, być może skromniejsze, lecz wiele obiecujące. Można je znaleźć w domu biedaka i w rezydencji bogatego, w sali szpitalnej i w miejscach niewinnych rozrywek publicznych.

Jako uczniowie Chrystusa nie powinniśmy łączyć się ze światem w szalonej pogoni za przyjemnościami. Takie związki mogą jedynie zaszkodzić. Nie powinniśmy nigdy sankcjonować grzechu ani słowami, ani czynami, ani milczeniem lub samą obecnością. Dokądkolwiek się udajemy, powinniśmy brać z sobą Jezusa, objawiając innym naszego drogocennego Zbawiciela. Ale ci, którzy usiłują zachować swą religię przez ukrywanie jej wśród murów, tracą szczególną okazję do czynienia dobra. Poprzez stosunki społeczne chrześcijaństwo nawiązuje łączność ze światem. Obowiązkiem każdego, kto otrzymał Boże światło, jest rozjaśniać nim drogę tych, którzy nie poznali Światła życia.

Wszyscy powinniśmy się stać świadkami Jezusa. Siły społeczne, wsparte przez łaskę Chrystusa, powinny ulepszyć swoje metody zjednywania dusz dla Zbawiciela. Niech świat zobaczy, że nie jesteśmy samolubnie pochłonięci wyłącznie naszymi własnymi sprawami, lecz że chcemy podzielić się z innymi naszymi błogosławieństwami i przywilejami. Niech się przekonają, że nasza religia nie uczyniła nas niesympatycznymi i wymagającymi. Wszyscy, którzy głoszą, że znaleźli Chrystusa, powinni służyć tak jak On dla dobra człowieka.

Nie możemy nigdy dawać światu fałszywego wrażenia, że chrześcijanie są ponurymi, nieszczęśliwymi ludźmi. Jeżeli oczy nasze będą zwrócone na Jezusa, zobaczymy w Nim współczującego Odkupiciela i przyjmiemy światło z Jego oblicza. Tam gdzie króluje Jego Duch, tam mieszka pokój i mieszka również radość, bo jest tam ciche i święte zaufanie do Boga.

Chrystus jest zadowolony ze swych naśladowców, gdy widzi, że choć są oni ludźmi, to są jednak uczestnikami boskiej natury. Nie są posągami, lecz żywymi mężczyznami i kobietami. Ich serca, ożywione rosą Bożej łaski, otwierają się i kierują w stronę Słońca Sprawiedliwości. Światło, które spada na nich, przenoszą na innych w swych czynach opromienionych miłością Chrystusa.

inne tematy z tej serii:
BÓG Z NAMI | WYPEŁNIENIE CZASU | DO CIEBIE ZBAWICIELU! | OFIAROWANIE | WIDZIELIŚMY BOWIEM GWIAZDĘ JEGO
WIELKANOCNA WIZYTA
| CHRZEST | WESELE W KANIE GALILEJSKIEJ | W JEGO ŚWIĄTYNI | NIKODEM | UWIĘZIENIE I ŚMIERĆ JANA
POWOŁAŁ ICH DWUNASTU
| KAZANIE NA GÓRZE | SETNIK | KTO TO BRACIA MOI? | ZAPROSZENIE | UMILKNIJ! UCISZ SIĘ! | DOTYK WIARY
DAJCIE WY IM JEŚĆ
| NOC NAD JEZIOREM | I ZOSTAŁ PRZEMIENIONY | BŁOGOSŁAWIENIE DZIECI | ŁAZARZU, WYJDŹ! | ZACHEUSZ
 UCZTA W DOMU SZYMONA | OTO KRÓL TWÓJ PRZYJDZIE | POTĘPIONY NARÓD | ŚWIĄTYNIA PONOWNIE OCZYSZCZONA
BIADA FARYZEUSZOM
| NA GÓRZE OLIWNEJ | SŁUGA SŁUG | NA PAMIĄTKĘ MOJĄ | GETSEMANE | PRZED ANNASZEM I W PAŁACU KAIFASZA
JUDASZ
| NA SĄDZIE U PIŁATA | GOLGOTA | WYKONAŁO SIĘ! | W GROBOWCU JÓZEFA | WSTAŁ Z MARTWYCH
CZEMU PŁACZESZ?
| DO OJCA MEGO I OJCA WASZEGO

 
   

[]

   
 

główna | pastor | lekarz | zielarz | rodzina | uzależnienia | kuchnia | sklep
radio
| tematy | książki | czytelnia | modlitwa | infoBiblia | pytania | studia | SMS-y
teksty | historia | księga gości | tapety | ułatwienia | technikalia | e-Biblia | lekcje
do pobrania
| mapa | szukaj | autorzy | nota prawna | zmiany | wyjście

 
 
 

© 1999-2003 NADZIEJA.PL sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Bank BPH II/O Warszawa, 10601015-320000744691