Polski English Deutch wyjście strona główna
 
  jesteś tutaj: nadzieja.pl > tematy > seria: życie Jezusa dokument tekstowy  
 

GOLGOTA
ELLEN G. WHITE

 
 

A gdy przyszli na miejsce, zwane Golgota, co znaczy Miejsce Trupiej Czaszki, przybili Go do krzyża.

„Jezus, aby uświęcić lud własną krwią, cierpiał poza bramą” HEBR. 13,12. Za złamanie prawa Bożego Adam i Ewa zostali wypędzeni z Edenu, natomiast Chrystus, nasz zastępca, miał cierpieć poza murami Jerozolimy. Umarł w miejscu położonym poza miastem, gdzie tracono zbrodniarzy i morderców. Jakie wielkie znaczenie mają słowa: „Chrystus wykupił nas od przekleństwa zakonu, stawszy się za nas przekleństwem” GAL. 3,13.

Z sali sądowej aż na samą Golgotę tłum szedł za Jezusem. Wiadomość o Jego skazaniu błyskawicznie rozeszła się po całej Jerozolimie i ludzie ze wszystkich warstw społecznych zdążali w kierunku miejsca ukrzyżowania. Kapłani i przywódcy związani byli obietnicą nie prześladowania wyznawców Chrystusa, o ile On sam zostanie im wydany, toteż uczniowie oraz inni wierni z miasta i okolicznych terenów przyłączyli się do tłumu idącego za Zbawicielem.

Gdy Jezus mijał bramę przed pałacem Piłata, przygotowany dla Barabasza krzyż włożony został na Jego posiniaczone i krwawiące ramiona. Dwóch towarzyszy Barabasza miało być ukrzyżowanych wraz z Chrystusem, więc i na nich włożono krzyże. Ciężar, który dźwigał Zbawiciel, był zbyt wielki dla Niego. Od spożytej wraz z uczniami wieczerzy paschalnej Zbawiciel nic nie jadł i nie pił. W ogrodzie Getsemane zmagał się w mękach z mocami szatana. Doświadczył tam bólu będącego skutkiem zdrady i widoku porzucających Go uczniów. Wodzono Go od Annasza do Kaifasza, a potem do Piłata. Od Piłata został zaprowadzony do Heroda i potem ponownie do Piłata. Był poniewierany i znęcano się nad Nim. Dwukrotnie ubiczowano Go. Straszliwe wypadki tej nocy stanowiły najcięższą próbę dla ludzkiej duszy. Chrystus jednak nie zawiódł. Nie wypowiedział ani słowa poza tymi, które wysławiały Boga. W ciągu całej tej bezlitosnej farsy zachowywał niezłomność i godność. Lecz gdy po powtórnym ubiczowaniu włożono na Niego krzyż, Jego ludzka natura nie była już w stanie tego wytrzymać i Jezus upadł pod ciężarem, który dźwigał.

Tłum podążający za Zbawicielem widział Jego słabe i chwiejne kroki, lecz nie okazywał współczucia. Naśmiewano się z Niego, że nie mógł nieść ciężkiego krzyża. Kiedy ponownie upadł, oprawcy zorientowali się, że nie będzie mógł dalej go dźwigać. W tej sytuacji zmuszeni byli znaleźć kogoś, kto poniósłby ten poniżający ciężar. Żydzi sami nie mogli tego uczynić, gdyż staliby się nieczyści i nie mogliby uczestniczyć w święcie Paschy. Nikt z tłumu, który za Nim podążał, nie chciał się poniżyć do tego stopnia, aby nieść krzyż.

W tym czasie pewien cudzoziemiec, Szymon Cyrenejczyk, który niedawno przybył do miasta, przechodząc blisko i słysząc powtarzane z ironią szydercze słowa: „Dajcie drogę królowi żydowskiemu!”, zdumiony zatrzymał się. A gdy patrzył na Chrystusa ze współczuciem, Rzymianie schwytali go i włożyli na jego ramiona krzyż.

Szymon słyszał o Jezusie, ponieważ jego synowie byli wyznawcami Zbawiciela, lecz on sam nie należał do Jego uczniów. Niesienie krzyża na Golgotę okazało się błogosławieństwem i później stale wdzięczny był za to doświadczenie. Niósł więc krzyż Chrystusa z własnej woli i z radością dźwigał jego ciężar.

W tłumie postępującym za Najświętszym w Jego drodze ku okrutnej śmierci było sporo kobiet i one z uwagą obserwowały Chrystusa. Niektóre z nich widziały Go wcześniej, kiedy przynosiły do Niego swych chorych i cierpiących. Inne znów same zostały przez Niego uzdrowione, toteż powtarzały sobie z ust do ust historię wypadków, w których uczestniczyły. Nienawiść tłumu w stosunku do Tego, przed którym topniały ich własne serca, była dla nich niepojęta. Nie zważając na motłoch i wrogie uwagi kapłanów i przywódców, te kobiety wyraziły swoje współczucie dla Chrystusa. A kiedy Jezus wyczerpany upadł pod ciężarem krzyża, podniosły żałosny płacz.

Była to jedyna rzecz, jaka teraz przyciągała uwagę Chrystusa. Choć sam cierpiał pod ciężarem grzechów świata, nie był obojętny na ból innych. Patrzył na te kobiety z tkliwym współczuciem. Nie były Jego wyznawczyniami, toteż wiedział, że nie opłakują Go jako wysłannika Boga, lecz powoduje nimi zwykłe uczucie ludzkiej litości. Nie zlekceważył tych uczuć, a w Jego sercu zrodziła się głęboka sympatia dla nich. „Córki jerozolimskie” — rzekł do nich Jezus — „nie płaczcie nade mną; lecz płaczcie nad sobą i nad dziećmi swoimi”. Mówiąc te słowa Jezus proroczym wzrokiem widział dni zburzenia Jerozolimy. Podczas tych strasznych przejść wiele z tych, którzy Go teraz opłakiwali, miało zginąć wraz ze swymi dziećmi. []

Od upadku Jerozolimy myśli Jezusa powędrowały do sceny wielkiego sądu. W zburzeniu krnąbrnego miasta Jezus dopatrywał się symbolu ostatecznej zagłady całego świata. Zbawiciel rzekł: „Wtedy zaczną mówić do gór: Padnijcie na nas! A do pagórków: Przykryjcie nas! Gdyż, jeśli się to na zielonym drzewie dzieje, co będzie na suchym?” ŁUK. 23,30-31. Mówiąc o zielonym drzewie Jezus miał na myśli siebie samego, bezgrzesznego Odkupiciela. Bóg sprawił, iż gniew z powodu ludzkich nieprawości spadł na barki Jego umiłowanego Syna. Jeżeli Jezus miał zostać ukrzyżowany za grzechy ludzkie, to jakich cierpień mogli oczekiwać trwający w grzechach? Wszyscy, którzy nie odczuwali skruchy i nie uwierzyli, doznają cierpień i nędzy, których ludzki język nie umie wypowiedzieć.

Niektórzy spośród tłumu idącego za Chrystusem na Golgotę byli wcześniej wśród tych, którzy witali Go w czasie Jego triumfalnego wjazdu do Jerozolimy radosnymi okrzykami „hosanna” i palmowymi gałązkami. Lecz niemało było również takich, którzy chociaż wówczas ze względu na odpowiedni moment wznosili okrzyki chwały, dziś krzyczeli: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj go!” Podczas wjazdu Chrystusa do Jerozolimy nadzieje uczniów osiągnęły swój szczytowy punkt. Trzymali się blisko Nauczyciela czując, że związek z Nim stanowi największy zaszczyt. Dziś, kiedy został poniżony, postępowali za Nim w znacznym oddaleniu. Ogarnął ich smutek i przygnębienie z powodu niespełnionych nadziei. Sprawdziły się słowa Chrystusa: „Wy wszyscy zgorszycie się ze mnie tej nocy; napisano bowiem: Uderzę pasterza i będą rozproszone owce trzody” MAT. 26,31.

Skazańcy po przyjściu na miejsce egzekucji zostali przywiązani do narzędzi tortur. Dwaj przestępcy wyrywali się z rąk tych, którzy rozciągali ich na krzyżach, lecz Jezus nie stawiał żadnego oporu. Matka Jezusa, podtrzymywana przez umiłowanego ucznia Jana, szła za swym synem na Golgotę. Widziała Go omdlewającego pod ciężarem krzyża i zapragnęła podeprzeć swoją ręką Jego poranioną głowę i obmyć czoło, które niegdyś tuliło się do jej piersi. Nie pozwolono jej jednak spełnić tej smutnej posługi. Wraz z uczniami wciąż jeszcze miała tę nadzieję, że Jezus objawi swą moc i uwolni się od wrogów. Zamarło w niej serce, kiedy przypomniała sobie słowa, w których Chrystus przepowiedział wypadki, jakie teraz miały miejsce. Oglądała z niepokojem proces przywiązywania złoczyńców do krzyży i zadawała sobie pytanie, czy Ten, który wskrzeszał zmarłych, przyjmie mękę ukrzyżowania? Czy Syn Boży będzie musiał pogodzić się z tą straszliwą śmiercią, a ona sama zostanie skazana na utratę wiary, że Jezus jest Mesjaszem? Czy będzie musiała znieść widok Jego hańby i cierpienia, nie mając żadnej możliwości ulżenia Mu w nieszczęściu? Widziała Jego ręce rozciągnięte na krzyżu; a zaraz potem przyniesiono młot i gwoździe, które wbito w Jego ciało. Uczniowie, którzy sami mieli rozdarte serca, zabrali omdlewającą matkę, by nie oglądała potwornej sceny śmierci.

Zbawiciel nie wydał z siebie najmniejszej skargi. Jego twarz pozostawała spokojna i jasna, jedynie ciężkie krople potu zalewały Mu czoło. Nie było żadnej miłosiernej ręki, która by otarła śmiertelny pot z Jego twarzy, ani też nikt nie wyrzekł słów współczucia i wierności dla wsparcia Jego ludzkiego serca. Podczas gdy żołnierze wykonywali swe straszne dzieło, Jezus modlił się za swych wrogów: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”. Nie chciał myśleć o bólu ani koncentrować się na grzechu oprawców i straszliwej karze, jaka ich miała za ten czyn spotkać. Nie rzucał przekleństw na żołnierzy, którzy obchodzili się z Nim tak brutalnie, ani nie wołał o pomstę na kapłanów i przywódców. Chrystus litował się nad ich niewiedzą i winą. Wydał tylko westchnienie z prośbą o przebaczenie, „bo nie wiedzą, co czynią”.

Gdyby rozumieli, że skazali na męki Tego, który przyszedł na świat, aby zbawić grzeszny rodzaj ludzki od wiecznej zagłady, ogarnęłyby ich wyrzuty sumienia i przerażenie. A mimo wszystko niewiedza nie uwalniała ich od winy, bowiem ich przywilejem było rozpoznanie Jezusa i przyjęcie Go jako Zbawiciela. Niektórzy z nich mieli poznać swój grzech, wyrazić skruchę i doznać nawrócenia. Inni przez brak skruchy odcięli sobie drogę do korzystania z przebaczenia udzielonego w wyniku modlitwy Chrystusa. Zamierzenia Boga spełniły się tak właśnie, a Jezus otrzymał prawo wstawiania się za ludźmi przed Ojcem.

Modlitwa Chrystusa na krzyżu za Jego wrogów obejmowała cały świat. Dotyczyła wszystkich grzeszników, którzy żyli lub będą żyć, od początku świata aż do jego końca. Wina za ukrzyżowanie Syna Bożego obciąża wszystkich ludzi, ale wszyscy oni mogą uzyskać przebaczenie. Kto pragnie, może uzyskać pokój w Bogu i odziedziczyć wieczne życie.

Natychmiast po przybiciu Zbawiciela krzyż został podźwignięty przez silnych mężczyzn i ustawiony szybko w wykopanym dole. To sprawiło najbardziej rozdzierający ból Synowi Bożemu. Piłat zlecił wykonanie napisu po żydowsku, grecku i łacinie i umieszczenie tabliczki nad głową Jezusa. Napis ten głosił: „Jezus Nazareński, król żydowski”. Treść napisu zirytowała Żydów, którzy przed pałacem Piłata krzyczeli: „Nie mamy króla, tylko cesarza” JAN 19,15. Oświadczyli wręcz, że każdy kto uzna innego króla poza cesarzem, jest zdrajcą. Napis nie zawierał żadnej obrazy, a jedynie stanowił uznanie faktu, że Jezus był królem żydowskim. W swojej istocie napis ten wyrażał wierność Żydów w stosunku do Rzymu, bowiem zawierało się w nim twierdzenie, że każdy, kto będzie pretendować do tytułu króla żydowskiego, zasłuży na wyrok śmierci. Kapłani przeliczyli się. Kiedy knuli swój spisek na życie Jezusa, Kaifasz powiedział wyraźnie, że kosztem życia jednego człowieka może uratować się naród. Teraz obłuda kapłanów wyszła na jaw, ponieważ za cenę zgładzenia Chrystusa gotowi byli poświęcić nawet istnienie narodu. []

Kapłani zrozumieli, co uczynili, toteż zażądali od Piłata zmiany napisu, mówiąc: „Nie pisz: król żydowski, ale że On powiedział: Jestem królem żydowskim”. Jednakże Piłat był niezadowolony sam z siebie ze względu na okazaną słabość i odczuwał bezgraniczną pogardę dla zawistnych i przebiegłych kapłanów. Z tego też powodu odpowiedział im zimno: „Com napisał, tom napisał”.

Rozkaz umieszczenia nad głową Jezusa napisu tej treści pochodził od władzy wyższej niż Piłat i Żydzi. Boska opatrzność zrządziła, że napis ten miał skłaniać do myślenia i zwrócenia umysłów ludzkich w stronę Pisma Świętego. Miejsce ukrzyżowania Chrystusa znajdowało się w pobliżu Jerozolimy i dlatego napis informujący, że Jezus z Nazaretu był Mesjaszem, nie mógł pozostać niedostrzeżony przez tysiące ludzi przebywających w tym czasie w Jerozolimie. Była to żywa prawda wypisana ręką prowadzoną przez Boga.

Spełniły się proroctwa o cierpieniach Chrystusa na krzyżu. Na setki lat przed ukrzyżowaniem Zbawiciel przepowiedział sposób, w jaki będzie traktowany: „Oto psy otoczyły mnie, osaczyła mnie gromada złośników, przebodli ręce i nogi moje. Mogę policzyć wszystkie kości moje (...). Oni przyglądają się, sycą się mym widokiem. Między siebie dzielą szaty moje i o suknię moją los rzucają” PS. 22,17-19. Proroctwo o podziale szaty Chrystusa spełniło się bez udziału przyjaciół lub wrogów Ukrzyżowanego. To żołnierze, którzy przybijali Go do krzyża, otrzymali Jego szaty, a Chrystus słyszał ich spory, kiedy dzielili je między sobą. Suknia Chrystusa nie miała szwów, lecz była utkana w całości, wobec czego mówili między sobą: „Nie krajmy jej, rzućmy losy o nią, czyja ma być”.

W innym proroctwie Zbawiciel oświadczył: „Hańba skruszyła serce moje i sił mi zabrakło. Oczekiwałem współczucia, ale nadaremnie, i pocieszycieli, lecz ich nie znalazłem. Dodali żółci do pokarmu mego, a w pragnieniu moim napoili mnie octem” PS. 69,21-22. Było dozwolone podawanie ukrzyżowanym skazańcom środków oszałamiających, które miały zmniejszać ich cierpienie. Podali je również Jezusowi, lecz On po spróbowaniu odmówił ich przyjęcia. Nie chciał niczego, co by mogło przyćmić Jego umysł, ponieważ pragnął dochować wierności wobec Boga. Wierność Ojcu była jedynym źródłem Jego mocy. Wszelkie zamroczenie umysłu przyniosłoby korzyść jedynie szatanowi.

Gdy Chrystus zawisł na krzyżu, Jego wrogowie skierowali ku Niemu całą swą wściekłość. Kapłani, przywódcy i uczeni w Piśmie połączyli się z motłochem w naigrywaniu się z konającego Zbawiciela. Podczas chrztu i w czasie przemienienia słyszany był głos Boga ogłaszający Chrystusa Synem Bożym. I znów bezpośrednio przed wydaniem Go w ręce wrogów Ojciec przemówił, dając świadectwo boskości Syna. Lecz teraz zamilkł głos z nieba, ani też nie zostało wypowiedziane żadne świadectwo na Jego korzyść. Musiał w osamotnieniu znosić obelgi i drwiny ze strony złych ludzi.

„Jeśli jesteś Synem Bożym, (...) zstąp z krzyża” — mówili do Niego. „Niechże ratuje samego siebie, jeżeli jest Chrystusem Bożym, tym wybranym”. Podczas kuszenia na pustyni szatan oświadczył Jezusowi: „Jeżeli jesteś Synem Bożym, powiedz, aby te kamienie stały się chlebem. (...) Jeżeli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół” ze szczytu świątyni MAT. 4,3.6. Teraz szatan ze swymi złymi aniołami obecny był w ludzkiej postaci pod krzyżem.

Arcywróg wraz ze swymi zastępami współpracował z kapłanami i przywódcami. Nauczyciele narodu podburzyli ciemny motłoch, aby wypowiedział swój sąd o Tym, którego większość z nich nigdy nie widziała aż do dnia, kiedy zostali namówieni do składania przeciwko Niemu fałszywych zeznań. Kapłani, przywódcy, faryzeusze i tłum zjednoczyli się z sobą w iście szatańskiej wrogości. Przywódcy religijni połączyli się z szatanem i jego aniołami, stając się wykonawcami jego poleceń. []

Jezus, cierpiący i konający, słyszał każde słowo wypowiedziane przez kapłanów, słyszał więc i te słowa: „Innych ratował, a siebie samego ratować nie może; jest królem izraelskim, niech teraz zstąpi z krzyża; a uwierzymy w niego”. Chrystus mógłby zejść z krzyża, lecz nie zrobił tego. Gdyby bowiem zdecydował się ratować siebie, grzesznicy nie uzyskaliby nadziei na przebaczenie w imię łaski Bożej.

W drwinach ze Zbawiciela ludzie uważający siebie za znawców proroctw wypowiadali słowa, które zostały przepowiedziane przez proroctwa i powiązane z tym konkretnym wypadkiem. W swoim zaślepieniu nie rozumieli, że sami wypełniają te proroctwa. Ci, którzy z ironią mówili: „Zaufał Bogu; niech On teraz go wybawi, jeśli ma w nim upodobanie, wszak powiedział: Jestem Synem Bożym” MAT. 27,43, nie domyślali się, że ich oświadczenie przetrwa wieki. Choć wypowiedziane jako drwina słowa te spowodowały, że ludzie tak jak nigdy dotąd zaczęli badać Pismo Święte. Mądrzy ludzie słuchali, badali oraz oddawali się rozmyślaniom i modlitwie. Byli wśród nich tacy, którzy nie spoczęli, zanim nie zrozumieli znaczenia misji Chrystusa przez porównywanie treści różnych rozdziałów Pisma Świętego. Nigdy przedtem wiedza o Jezusie nie była tak poszerzona jak wówczas, gdy zawisł na krzyżu. W serca wielu tych, którzy byli świadkami ukrzyżowania i którzy słyszeli słowa Chrystusa, wlewało się światło prawdy.

Cierpiącemu na krzyżu Jezusowi zabłysnął jeden promień pokrzepienia. Była to modlitwa nawróconego złoczyńcy. Z początku obaj przestępcy ukrzyżowani wraz z Chrystusem naśmiewali się z Niego, przy czym jeden z nich, pod wpływem cierpienia, stał się jeszcze bardziej wyzywający i zuchwały. Jego towarzysz był inny. Nie był to zatwardziały przestępca kryminalny, a na drogę występku wprowadziły go kontakty ze złymi ludźmi. Mimo wszystko był mniej winny od tych, którzy stali pod krzyżem i urągali Chrystusowi. Człowiek ten w przeszłości widział i słyszał Jezusa i pozostało to w jego pamięci, ale odwrócił się od Niego pod wpływem kapłanów i przywódców. Usiłując stłumić swe przekonania coraz bardziej pogrążał się w grzechu, aż wreszcie został aresztowany, osądzony jako przestępca i skazany na śmierć przez ukrzyżowanie. Na sali sądowej i w drodze na Golgotę człowiek ten przebywał obok Jezusa. Słyszał oświadczenie Piłata: „Żadnej winy w nim nie znajduję” JAN 19,4. Zauważył Jego boską postawę oraz Jego pełne litości przebaczenie udzielone dręczycielom. Na krzyżu słyszał, jak najwięksi dostojnicy kościelni wyrzucali z siebie złośliwe słowa, ośmieszające Jezusa. Widział, jak kiwali głowami nad Zbawicielem. Słyszał również słowa wyrzutu swego towarzysza, który mówił: „Czy nie Ty jesteś Chrystusem? Ratuj siebie i nas”. Padały jednak i słowa obrony. Słyszał, jak pośród przechodniów wielu broniło Jezusa, powtarzając wypowiedziane przez Niego słowa oraz opowiadając o Jego czynach, aż powróciło do niego dawne przekonanie, że to jest Chrystus. Zwracając się do towarzysza niedoli zgromił go, mówiąc: „Czy ty się Boga nie boisz, choć taki sam wyrok ciąży na tobie?”

Umierający zbrodniarze nie musieli już obawiać się ludzi. Lecz w jednym z nich zaświtała świadomość, że należy się bać Boga, a strach przed przyszłością przyprawił go o drżenie. Oto teraz gdy jest cały skalany grzechem, historia jego życia dobiega końca. „Na nas co prawda sprawiedliwie, gdyż słuszną ponosimy karę za to, co uczyniliśmy, Ten zaś nic złego nie uczynił” ŁUK. 23,41. Wszystko jest już stracone. Nie ma wątpliwości, nie ma też wyrzutów. Skazany za swą zbrodnię przestępca utracił wszelką nadzieję i wpadł w rozpacz; lecz teraz jakieś dziwne, serdeczne myśli poczęły kiełkować w jego umyśle. Przypomniał sobie wszystko, co kiedyś słyszał o Jezusie, jak uzdrawiał chorych i rozgrzeszał grzeszników. Słyszał słowa tych, którzy wierzyli w Chrystusa i szli teraz, płacząc, za Nim. Widział i czytał napis umieszczony nad głową Zbawiciela. Słyszał, jak przechodnie powtarzali jego treść; niektórzy ze smutkiem i drżącymi ustami, inni zaś z ironią. Duch Święty oświecił jego umysł, dzięki czemu poszczególne ogniwa dowodów ułożyły się w jeden łańcuch. W posiniaczonym, zelżonym i wiszącym na krzyżu Jezusie dostrzegł Baranka Bożego, który gładzi grzech świata. Głosem, w którym nadzieja mieszała się z udręką, ta bezradna, konająca dusza polecała siebie umierającemu Zbawicielowi: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do Królestwa swego”.

Odpowiedź przyszła natychmiast. Usłyszał słowa pełne miłości, współczucia i mocy, wypowiedziane łagodnym, melodyjnym głosem: Zaprawdę powiadam ci dzisiaj: Będziesz ze mną w raju.* []

Przez długie godziny męki do uszu Jezusa dochodziły same tylko obelgi i drwiny, a gdy już wisiał na krzyżu, wciąż jeszcze rozbrzmiewały szyderstwa i przekleństwa. Stęsknionym sercem nasłuchiwał, czy nie posłyszy jakiegoś słowa wiary ze strony swych uczniów. Nie słyszał jednak nic poza słowami: „A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela”. Jakże miłe dla Zbawiciela było to wyznanie wiary i miłości wypowiedziane przez umierającego złoczyńcę! Podczas gdy starszyzna żydowska zaparła się Go, a nawet uczniowie zwątpili w Jego boskość, nieszczęsny zbrodniarz, stojący na progu śmierci, nazwał Jezusa Panem. Wielu było chętnych nazywać Go Panem wówczas, gdy czynił cuda i wtedy, gdy zmartwychwstał z grobu, lecz gdy konał na krzyżu, nikt Go nie uznał oprócz skruszonego złoczyńcy, który został zbawiony.

Stojący pod krzyżem słyszeli, jak zbrodniarz nazwał Jezusa Panem. Ton głosu tego człowieka, który żałował za swe grzechy, zwrócił uwagę. Ci, którzy u stóp krzyża sprzeczali się o odzienie Chrystusa i rzucali losy o Jego suknię, przystanęli w milczeniu. Ich złośliwe głosy uciszyły się. Z zapartym tchem patrzyli na Chrystusa, czekając na odpowiedź z Jego konających warg.

Gdy wypowiedział słowa przyrzeczenia, ciemne chmury, które zdawały się otulać krzyż, rozświetliły się jasnym i żywym światłem; na skruszonego złoczyńcę zstąpił doskonały spokój pojednania z Bogiem. Chrystus został uwielbiony w swym poniżeniu. Ten, który w oczach wszystkich był zwyciężony, w rzeczywistości stał się Zwycięzcą. Został uznany za Odkupiciela świata. Ludzie mogą zadawać gwałt Jego ludzkiemu ciału. Mogą ranić Jego święte skronie koroną z cierni. Mogą zedrzeć z Niego szaty i sprzeczać się o ich podział. Nie mogą jednak pozbawić Go mocy odpuszczania grzechów. Umierając daje świadectwo swej boskości i chwały Ojca. Jego ucho wciąż jeszcze mogło słyszeć wołanie, a Jego ręki ciągle jeszcze nie pozbawiono możliwości spieszenia na ratunek. Jego królewskim przywilejem jest zbawienie wszystkich, którzy za Jego pośrednictwem przychodzą do Boga.

Powiadam ci dzisiaj: Będziesz ze mną w raju. Chrystus nie przyrzekł zbrodniarzowi, że będzie z Nim w raju tego samego dnia. On sam w tym dniu nie poszedł do raju. Spał w grobie i rankiem w dniu zmartwychwstania rzekł: „Jeszcze nie wstąpiłem do Ojca” JAN 20,17. Przyrzeczenie dane było w dniu ukrzyżowania, dniu pozornej klęski i ciemności, a słowo „dzisiaj” oznaczało dzień, w którym złożona została ta obietnica.

Złoczyńcy ukrzyżowani wraz z Jezusem byli umieszczeni z jednej i z drugiej strony, a pośrodku Jezus. Było to uczynione zgodnie z poleceniem kapłanów i przywódców. Umieszczenie Chrystusa pomiędzy dwoma zbójcami miało oznaczać, że On z nich trzech jest największym zbrodniarzem. W ten sposób spełniło się proroctwo Pisma Świętego: „Do przestępców był zaliczony” IZ. 53,12. Jednakże kapłani nie rozumieli w pełni znaczenia swojego czynu. Tak jak Jezus został ukrzyżowany „pośrodku”, między złoczyńcami, tak krzyż Jego stanął pośrodku świata pogrążonego w grzechach, a słowa przebaczenia wypowiedziane do skruszonego złoczyńcy stały się światłem, które będzie przenikać całą ziemię.

Aniołowie w zadziwieniu oglądali bezgraniczną miłość Jezusa, który pośród najstraszliwszych mąk ducha i ciała myślał jedynie o innych i zachęcał pokutującą duszę skazańca do wiary. W swoim poniżeniu zwrócił się jako prorok do kobiet jerozolimskich, jako kapłan i obrońca prosił Ojca o darowanie winy swoim mordercom, a jako miłujący Zbawiciel odpuścił grzechy skruszonemu złoczyńcy. []

Gdy Jezus patrzył na tłum stojący wokół Niego, jedna osoba przykuła Jego szczególną uwagę. U stóp krzyża stała Jego matka, podtrzymywana przez Jana. Nie mogła pozostać z dala od swego syna, dlatego Jan widząc, że zbliża się koniec, podprowadził ją tam. W godzinie śmierci Jezus pamiętał o matce. Wpatrując się w jej pogrążoną w smutku twarz, a następnie spoglądając na Jana, rzekł do niej: „Niewiasto, oto syn twój!”, a zwracając się do Jana: „Oto matka twoja!” Jan zrozumiał słowa Chrystusa i od tamtej pory opiekował się nią. Zabrał ją natychmiast do swego domu i troszczył się o nią jak jej własny syn. Miłosierny, kochający Zbawiciel wśród cierpienia fizycznego i moralnej męki dał wyraz swej troski o matkę. Nie miał pieniędzy, aby zapewnić jej wygodne życie, lecz znając wielkie oddanie i miłość Jana zagwarantował jej bezpieczeństwo i sympatię człowieka, który ją kochał dlatego, iż ona kochała Jezusa. Przyjmując na siebie ten święty obowiązek, Jan dostępował wielkiego błogosławieństwa. Maria była dla niego stałym wspomnieniem umiłowanego Nauczyciela.

Przykład doskonałej miłości synowskiej Chrystusa świeci niesłabnącym światłem przez wieki. Przez blisko trzydzieści lat Jezus swą codzienną pracą pomagał w wykonywaniu obowiązków domowych. I teraz, podczas swej śmiertelnej męki, pamiętał o tym, aby zatroszczyć się o osieroconą matkę. Ten sam duch objawia się w każdym z uczniów naszego Pana. Wyznawcy Chrystusa uznają szacunek dla rodziców i pieczę nad nimi za nieodłączną część swej religii. Serce przepełnione miłością do Chrystusa nie zaniedba nigdy opieki i czułego przywiązania do matki i ojca.

Teraz Pan chwały umierał na krzyżu jako okup za rodzaj ludzki. Gdy Chrystus oddawał swe życie, nie towarzyszyła Mu triumfalna radość. Wszystko nikło w przygnębiającym mroku. Chrystus nie obawiał się jednak śmierci. Ból i hańbiący krzyż nie były źródłem Jego niewysłowionej męki. Chrystus był księciem męczenników. Powodem Jego cierpienia była świadomość okropności grzechu i tego, że ludzie przez swoje oswojenie się ze złem zatracili poczucie jego ohydy. Chrystus wiedział, jak wielka jest władza grzechu nad sercem człowieka i jak niewielu jest tych, który pragnęliby wyłamać się spod jej kontroli. Wiedział, że bez pomocy Bożej ludzkość skazana jest na zagładę, i widział mnóstwo takich, którzy ginęli pomimo okazywanej im pomocy.

Na Chrystusa jako na naszego orędownika złożone zostały nieprawości nas wszystkich. Został uznany za przestępcę po to, abyśmy mogli być uwolnieni od potępienia. Wina wszystkich potomków Adama uciskała Jego serce. Gniew Boży z powodu grzechów — groźny przejaw Jego niezadowolenia z powodu naszych nieprawości — wypełnił duszę Syna przerażeniem. W ciągu całego swego życia Jezus głosił upadłemu światu dobrą nowinę o miłosierdziu i przebaczającej miłości Ojca. Zbawienie najgorszego z grzeszników było częstym tematem Jego nauczania. Lecz teraz gdy dźwigał na sobie straszne brzemię winy, nie mógł dostrzec przebaczającej twarzy Ojca. Odwrócenie Ojcowskiego oblicza od Zbawiciela w tej godzinie najwyższego cierpienia przenikało Jego serce bólem, którego człowiek nigdy nie będzie w stanie zrozumieć. Moralne cierpienie było tak wielkie, że ledwie odczuwał fizyczny ból.

Gwałtowne pokusy szatańskie nękały serce Jezusa. Zbawiciel nie mógł przebić się wzrokiem poza ciemności grobu. Nie podtrzymywała Go nadzieja, że wyjdzie z grobu jako zwycięzca i że Jego ofiara zostanie przyjęta przez Ojca. Obawiał się, że grzech był tak wielką obrazą dla Boga, iż spowoduje Jego rozdzielenie z Ojcem na wieki. Chrystus odczuwał strach, jakiego dozna grzesznik, gdy ustanie miłosierdzie dla upadłego świata. Z samej istoty grzechu wynikało, że jako na przedstawiciela ludzkości spadnie na Niego gniew Boży i kielich goryczy stanie się jeszcze bardziej gorzki. Serce Syna Bożego łamało się pod wpływem tych myśli. Z bogobojnym strachem aniołowie przyglądali się cierpieniu Zbawiciela. Zastępy niebiańskie zasłaniały sobie twarze na ten widok. Nawet nieożywiona przyroda wyrażała swe współczucie pohańbionemu, konającemu Stwórcy. Słońce nie chciało patrzeć na budzący grozę widok. Oświetlające w tych południowych godzinach ziemię jaskrawe promienie nagle zgasły. Całkowite ciemności spowiły krzyż niczym żałobny kir. „Ciemność zaległa całą ziemię aż do godziny dziewiątej [w Polsce była to godzina piętnasta — przyp. red.]”. Nie było zaćmienia słońca ani żadnych innych naturalnych przyczyn tej ciemności, tak głębokiej, jaka bywa o północy, gdy nie ma księżyca i gwiazd. Było to tajemnicze świadectwo dane przez Boga dla umocnienia wiary przyszłych pokoleń. []

W tych ciemnościach nie można było odczuć obecności Boga. Swą siedzibę uczynił niewidoczną i ukrył swą chwałę przed oczami ludzkimi. Bóg wraz ze świętymi aniołami był obecny przy krzyżu. Ojciec był przy Synu, chociaż Jego obecność nie została objawiona. Gdyby Jego chwała świeciła z obłoków, każdy człowiek, który by ją widział, zginąłby niechybnie. W tej strasznej godzinie Chrystus nie doświadczył pokrzepienia obecnością Ojca. Sam musiał wykonać swe zadanie. Nikogo z ludzi przy Nim nie było.

Bóg ukrył w gęstych ciemnościach ostatnią ludzką mękę Syna. Wszyscy, którzy byli świadkami cierpień, zostali przekonani o Jego boskości. Ta twarz objawiona ludzkości nie została nigdy zapomniana. Jeżeli twarz Kaina wyrażała winę mordercy, to twarz Chrystusa była absolutnym wyrazem niewinności, pokoju i dobroci. Była to bowiem twarz Boga. Lecz Jego oskarżyciele nie chcieli dostrzec znaku niebios. Przez długie godziny męki tłum nie spuszczał z Niego swego drwiącego spojrzenia. Teraz osłonił Go płaszcz Bożego miłosierdzia.

Zdawało się, że grobowa cisza spadła na Golgotę i niewytłumaczalny strach ogarnął tłum zebrany wokoło krzyża. Przekleństwa i zniewagi ucichły, urwane w połowie wypowiadanych zdań. Wszyscy obecni — mężczyźni, kobiety i dzieci — padli na ziemię. Od czasu do czasu żywe światło z obłoku oświetlało krzyż i rozpiętego na nim Zbawiciela. Kapłani, przywódcy, nauczeni w Piśmie, kaci i tłum pomyśleli, że oto nadeszła godzina ich zapłaty. Po pewnym czasie niektórzy zaczęli szeptać, że Jezus zstąpi teraz z krzyża. Niektórzy usiłowali po omacku znaleźć drogę do miasta bijąc się w piersi i wydając okrzyki z przerażenia.

O godzinie dziewiątej ciemność zaczęła ustępować, jednak wciąż pozostawała nad krzyżem, na którym wisiał Zbawiciel. Była ona symbolem cierpienia i przerażenia, które rozdzierały Jego serce. Żadne oko nie mogło przeniknąć ciemności, które otaczały krzyż, tak samo jak nikt nie mógł zgłębić cierpienia, które wypełniło duszę Chrystusa. Zdawało się, że gniewne pioruny biły w Niego, gdy wisiał na krzyżu. Wówczas „zawołał Jezus donośnym głosem: Eli, Eli, lama sabachtani! Co znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” Gdy zewnętrzny mrok osłonił Zbawiciela, wiele głosów odezwało się: „Zemsta niebios jest na Nim. Dosięgły go strzały gniewu Bożego za to, że się mianował Synem Bożym”. Wielu z tych, którzy wierzyli w Niego, słyszało ten rozpaczliwy krzyk i opuściła ich nadzieja. Jeżeli Bóg opuścił Jezusa, w co zatem mogli wierzyć Jego wyznawcy?

Gdy ciemność opuściła Jego udręczonego ducha, cierpienia fizyczne stały się dla Chrystusa bardziej dotkliwe i wtedy rzekł: „Pragnę”. Jeden z rzymskich żołnierzy, widząc spieczone wargi, tknięty litością, wziął gąbkę osadzoną na trzcinie i umoczywszy ją w naczyniu z octem, podał Jezusowi. Kapłani natomiast wyśmiewali się z Jego cierpienia. Gdy ciemności ogarnęły ziemię, strach napełnił ich serca, a kiedy przerażenie minęło, wróciła obawa, że Jezus może uciec. Jego słowa: „Eli, Eli, lama sabachtani” wytłumaczyli sobie mylnie i z jadowitą pogardą oraz złością mówili: „Ten Eliasza woła”. Odmówili ostatniej okazji ulżenia Jego cierpieniom. „Poczekajmy, zobaczymy, czy Eliasz przyjdzie, aby go wyratować”.

Nieskalany Syn Boży wisiał na krzyżu, a Jego ciało było pokaleczone od uderzeń. Jego ręce, tak często udzielające błogosławieństw, teraz przybite były gwoździami do krzyża; stopy, nie znające zmęczenia w sprawowaniu służby miłości, były skrępowane i przygwożdżone do drewna; królewska głowa była zraniona cierniową koroną, a drżące wargi układały się w jęk niedoli. Zbawiciel zniósł to wszystko. Krew brocząca z Jego okaleczonej głowy, rąk i stóp, ból agonii rozdzierający Jego ciało i niewymowne cierpienia, które wypełniały Jego duszę, gdy twarz Ojca ukryła się przed Nim, są składnikami ofiary przemawiającymi do każdej ludzkiej istoty. Wszystko to woła: To dla ciebie Syn Boży przyjął na siebie ciężar winy, dla ciebie pokonał śmierć i otworzył bramy raju. Ten, który uciszał rozszalałe fale i chodził po wodzie, Ten, na widok którego drżały złe duchy, a choroby opuszczały ludzi, który otwierał niewidomym oczy i powoływał umarłych do życia, złożył z siebie ofiarę na krzyżu z miłości do nas. Ten, który przyjął na siebie grzechy świata, musiał znosić gniew boskiej sprawiedliwości stając się grzechem za nas. []

Ludzie w milczeniu czekali na zakończenie tej strasznej sceny. Słońce znów zaczęło świecić, lecz krzyż w dalszym ciągu spowity był w ciemnościach. Kapłani i przywódcy patrzyli w stronę Jerozolimy, a oto ciężka chmura zatrzymała się nad miastem oraz nad całą Judeą. Słońce Sprawiedliwości i Światło Świata wycofało swe promienie znad niegdyś tak umiłowanej Jerozolimy. Błyskawice gniewu Bożego skierowały się przeciwko potępionemu miastu.

Wtedy nagle ciemność ustąpiła od krzyża i Jezus donośnym głosem, który na podobieństwo głosu trąby zdawał się rozlegać na cały świat, zawołał: „Wykonało się!”, a następnie: „Ojcze, w ręce twoje polecam ducha mego”. Światłość otoczyła krzyż, a od twarzy Chrystusa bił blask. Opuścił głowę i skonał.

Wśród ciemności, pozornie opuszczony przez Boga, Chrystus wypił do dna kielich ludzkiej niedoli. W tych strasznych godzinach wielkim oparciem była dla Niego aprobata udzielona Mu przez Ojca. Znał Go dobrze; pojmował Jego sprawiedliwość, miłosierdzie i wielką miłość. Łączyła Go z Nim wiara, a największą Jego radością było posłuszeństwo boskiej woli. I gdy w pokorze oddał się Bogu, poczucie utraty łaski Ojca minęło. Przez wiarę Chrystus zwyciężył.

Nigdy przedtem ziemia nie była świadkiem takich wypadków. Tłum stał jak skamieniały i z zapartym tchem wpatrywał się w Zbawiciela. Znów ciemności ogarnęły ziemię i dał się słyszeć jakby groźny grzmot. Nastąpiło gwałtowne trzęsienie ziemi. Ludzie padali na siebie; powstało wielkie zamieszanie i konsternacja. W pobliskich górach zaczęły rozpadać się skały. Grobowce otworzyły się i umarli zostali wyrzuceni z grobów. Zdawało się, że świat cały rozpada się na drobne kawałki. Kapłani, przywódcy, żołnierze, kaci i cały lud oniemieli z przerażenia, padając na ziemię.

Gdy Chrystus zawołał: „Wykonało się!”, w świątyni rozpoczęło się właśnie nabożeństwo, w czasie którego miała być złożona wieczorna ofiara. Baranek symbolizujący Chrystusa został przyprowadzony na zabicie. Ubrany w bogate i piękne szaty kapłan stał z podniesionym nożem jak Abraham, gdy miał zabić swego syna. Ludzie przyglądali się temu z zainteresowaniem. Lecz oto ziemia zadrżała i zatrzęsła się, ponieważ przybliżył się Pan. Zasłona w świątyni rozdarta została z hałasem od góry do dołu przez niewidzialną rękę, odsłaniając przed wzrokiem ludzi miejsce wypełnione niegdyś obecnością Boga. Tu przebywał Bóg. Tu z ośrodka miłosierdzia Bóg objawiał swą chwałę. Nikt poza najwyższym kapłanem nie unosił zasłony oddzielającej to miejsce od reszty świątyni. Wchodził do niej raz do roku, by złożyć ofiarę za grzechy swego narodu. Lecz oto zasłona rozdarła się na dwie części. Miejsce najbardziej ze wszystkich na ziemi uświęcone przestało być święte.

Wszystkich ogarnęło przerażenie i nastąpiło ogólne zamieszanie. Kapłan stoi przygotowany do złożenia ofiary, ale nóż wypada z jego drżącej ręki, a baranek ucieka. W śmierci Syna Bożego nastąpiło zderzenie rzeczywistości z symbolem. Wielka ofiara została dokonana, a droga do najświętszego stanęła otworem. Dla wszystkich przygotowana została nowa droga życia. Grzeszna, udręczona ludzkość nie musi już oczekiwać przyjścia najwyższego kapłana. Od tej pory Zbawiciel będzie sprawować w niebie urząd Kapłana i Obrońcy. Zdawało się, że głos życia przemówił do modlących się: Nadszedł koniec składania wszelkich ofiar za grzechy. Syn Boży przyszedł zgodnie ze swym słowem: „Oto przychodzę, aby wypełnić wolę twoją” HEBR. 10,7. „Wszedł raz na zawsze do świątyni nie z krwią kozłów i cielców, ale z własną krwią swoją, dokonawszy wiecznego odkupienia” HEBR. 9,12.

* - Dzisiejsze tłumaczenia Pisma Świętego, które stosują współczesną interpunkcję, wprowadzają własną interpretację tego tekstu; należy pamiętać, że kiedy powstawał tekst Biblii nie istniały np. przecinki czy średniki. Tradycyjnie przecinek stawia się przed słowem „dzisiaj”, co diametralnie zmienia sens wypowiedzi Jezusa sugerując, iż wspomniany zbrodniarz znajdzie się w raju jeszcze tego samego dnia. Interpretacja tego tekstu stała się kością niezgody podczas opracowywania Ekumenicznego Przekładu Pisma Świętego w Polsce w roku 2001. Ostatecznie przyjęto tłumaczenie tradycyjne. [red.]

inne tematy z tej serii:
BÓG Z NAMI | WYPEŁNIENIE CZASU | DO CIEBIE ZBAWICIELU! | OFIAROWANIE | WIDZIELIŚMY BOWIEM GWIAZDĘ JEGO
WIELKANOCNA WIZYTA
| CHRZEST | WESELE W KANIE GALILEJSKIEJ | W JEGO ŚWIĄTYNI | NIKODEM | UWIĘZIENIE I ŚMIERĆ JANA
POWOŁAŁ ICH DWUNASTU
| KAZANIE NA GÓRZE | SETNIK | KTO TO BRACIA MOI? | ZAPROSZENIE | UMILKNIJ! UCISZ SIĘ! | DOTYK WIARY
DAJCIE WY IM JEŚĆ
| NOC NAD JEZIOREM | I ZOSTAŁ PRZEMIENIONY | BŁOGOSŁAWIENIE DZIECI | ŁAZARZU, WYJDŹ! | ZACHEUSZ
 UCZTA W DOMU SZYMONA | OTO KRÓL TWÓJ PRZYJDZIE | POTĘPIONY NARÓD | ŚWIĄTYNIA PONOWNIE OCZYSZCZONA
BIADA FARYZEUSZOM
| NA GÓRZE OLIWNEJ | SŁUGA SŁUG | NA PAMIĄTKĘ MOJĄ | GETSEMANE | PRZED ANNASZEM I W PAŁACU KAIFASZA
JUDASZ
| NA SĄDZIE U PIŁATA | GOLGOTA | WYKONAŁO SIĘ! | W GROBOWCU JÓZEFA | WSTAŁ Z MARTWYCH
CZEMU PŁACZESZ?
| DO OJCA MEGO I OJCA WASZEGO

 
   

[]

   
 

główna | pastor | lekarz | zielarz | rodzina | uzależnienia | kuchnia | sklep
radio
| tematy | książki | czytelnia | modlitwa | infoBiblia | pytania | studia | SMS-y
teksty | historia | księga gości | tapety | ułatwienia | technikalia | e-Biblia | lekcje
do pobrania
| mapa | szukaj | autorzy | nota prawna | zmiany | wyjście

 
 
 

© 1999-2003 NADZIEJA.PL sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Bank BPH II/O Warszawa, 10601015-320000744691