Polski English Deutch wyjście strona główna
 
  jesteś tutaj: nadzieja.pl > tematy > seria: życie Jezusa dokument tekstowy  
 

NA SĄDZIE U PIŁATA
ELLEN G. WHITE
(Mat. 27,2.11-31; Mar. 15,1-20; Łuk. 23,1-25; Jan 18,28-40; 19,1-16)

 
 

Skrępowany jak zbrodniarz stał Jezus w sali sądowej Piłata, gubernatora rzymskiego. Strzegli Go żołnierze, a sala szybko wypełniała się publicznością. Na zewnątrz przy wejściu stali sędziowie Sanhedrynu, kapłani, przywódcy, starszyzna i cały tłum.

Rada Sanhedrynu po skazaniu Jezusa udała się do Piłata, aby uzyskać zatwierdzenie wyroku i rozkaz egzekucji. Lecz przywódcy żydowscy nie mogli wchodzić do sali rzymskiego sądu. Zgodnie z ich prawem ceremonialnym byliby skalani i nie mogliby wziąć udziału w święcie Paschy. W swej ślepocie nie widzieli, że serca ich były skalane przez morderczą nienawiść. Nie widzieli, że Chrystus był prawdziwym Barankiem paschalnym i że z chwilą, gdy się Go wyrzekli, wielkie to święto utraciło dla nich swe znaczenie.

Gdy wprowadzono Zbawiciela na salę rozpraw, Piłat spojrzał na Niego niechętnym wzrokiem. Rzymski gubernator został wywołany ze swej sypialni, dlatego też zamierzał zakończyć sprawę jak najprędzej. Był przygotowany na potraktowanie więźnia z sędziowską surowością. Przyjmując najbardziej srogi wyraz twarzy zwrócił oczy w kierunku Jezusa, aby przekonać się, jakiego rodzaju jest to człowiek, skoro dla tej sprawy zdecydowano się przerwać jego spoczynek o tak wczesnej godzinie. Wiedział, że musi to być ktoś, kogo władze żydowskie chciały szybko osądzić i skazać.

Piłat spojrzał na ludzi, którzy pilnowali Jezusa, a następnie skierował swój badawczy wzrok na oskarżonego. Miał w swym życiu do czynienia z różnego rodzaju zbrodniarzowi, lecz nigdy dotąd nie postawiono przed nim człowieka o tak godnym i szlachetnym wyglądzie. Na jego twarzy Piłat nie dostrzegł śladów winy ani strachu, bezczelności czy wyzwania. Zobaczył człowieka spokojnego i godnego, którego oblicze nie było naznaczone przestępstwem, lecz oznakami niebios.

Wygląd Chrystusa uczynił na Piłacie korzystne wrażenie, a w jego duszy zadźwięczały lepsze struny jego natury. O Jezusie i Jego czynach słyszał już poprzednio. Żona Piłata opowiadała mu o cudach dokonywanych przez Proroka z Galilei, który uzdrawiał chorych i wskrzeszał umarłych. Teraz te wieści odżyły w umyśle Piłata. Przypomniał sobie dochodzące z różnych źródeł pogłoski, dlatego też postanowił zażądać od żydowskich przywódców przytoczenia oskarżeń, jakie wysuwają przeciwko więźniowi.

Kim jest ten człowiek i dlaczego przyprowadziliście go tutaj? — zapytał. Jakie wysuwacie przeciwko Niemu oskarżenie? Żydzi byli zbici z tropu. Wiedząc, że nie są w stanie uzasadnić swych oskarżeń przeciwko Chrystusowi, nie chcieli doprowadzić do publicznego przesłuchania. Odpowiedzieli, że jest to oszust zwany Jezusem z Nazaretu.

Piłat ponowił swe pytanie: „Jaką skargę wnosicie przeciwko temu człowiekowi?”. Kapłani nie odpowiedzieli wprost na to pytanie, lecz w słowach zdradzających rozdrażnienie odparli: „Gdyby ten nie był złoczyńcą, nie wydalibyśmy go tobie”. Przypomnieli też Piłatowi, że jeżeli członkowie Sanhedrynu, a więc wybrańcy narodu, przywiedli człowieka, którego skazali na śmierć, to nie godzi się rozpytywać o powody oskarżenia. Liczyli, że z racji piastowanych godności wywrą na Piłata wpływ i nakłonią go do spełnienia ich żądania bez dłuższej procedury. Było im pilno uzyskać jak najszybciej zatwierdzenie wyroku, gdyż obawiali się, że naród, który był świadkiem tylu cudownych dzieł Chrystusa, mógłby opowiedzieć o Nim historię całkiem odmienną od sfabrykowanej przez nich. []

Kapłani sądzili, że uda im się bez trudu przeprowadzić swe plany, mając do czynienia ze słabym i niezdecydowanym Piłatem. Dotychczas podpisywał on pośpiesznie wyroki, skazując na śmierć ludzi, którzy na nią nie zasłużyli. W jego pojęciu życie więźnia było niewiele warte i nie miało wielkiego znaczenia, czy był on winien, czy też nie. Kapłani oczekiwali, że Piłat wyda wyrok śmierci na Jezusa nie wysłuchując Go. Prosili o to jak o łaskę z okazji ich wielkiego narodowego święta.

Lecz było coś w więźniu, co powstrzymywało Piłata przed takim krokiem. Nie miał odwagi tego uczynić. Przejrzał już zamiary kapłanów. Przypomniał sobie, że niedawno Jezus wskrzesił Łazarza, człowieka, który od czterech dni przebywał w grobie, toteż postanowił nie zatwierdzać wyroku śmierci bez poznania oskarżenia przeciwko Chrystusowi oraz dowodów Jego winy.

Dlaczego przyprowadziliście więźnia do mnie, skoro uważacie, że wasz sąd jest wystarczający. „Weźcie go i osądźcie go według waszego zakonu”. Kapłani oświadczyli, że już wydali wyrok na Jezusa, lecz wyrok ten, aby stał się prawomocny, wymaga zatwierdzenia Piłata. Jakiż jest wasz wyrok? — zapytał Piłat. Wyrok śmierci — odpowiedzieli kapłani — ale nam nie przysługuje prawo wydania takiego wyroku. Żądali od Piłata, aby uznał winę Chrystusa na ich słowo i zatwierdził wyrok. Odpowiedzialność za skutki tego czynu zobowiązali się wziąć na siebie.

Piłat nie był sprawiedliwym i sumiennym sędzią, ale mimo swej moralnej słabości odmówił spełnienia tej prośby. Nie podpisze wyroku, dopóki nie zostanie wysunięte przeciwko Jezusowi oskarżenie.

Kapłani stanęli wobec trudnego zadania. Wiedzieli, że muszą jak najgłębiej ukryć swą obłudę, toteż postanowili zataić fakt, że w aresztowaniu Chrystusa kryły się względy religijnej natury. Gdyby wysunąć te względy jako powód oskarżenia, nie znalazłyby one zrozumienia w oczach Piłata. Należało stworzyć pozory, że Chrystus występował przeciwko prawu publicznemu, ponieważ w oparciu o takie oskarżenie będzie podlegał karze jako przestępca polityczny. Wśród Żydów stale powstawały rozruchy i powstania przeciwko rzymskim rządom. Powstania te władze rzymskie tłumiły z całą surowością i gotowe były zgnieść w zarodku każdy ruch, który mógłby doprowadzić do buntu.

Zaledwie przed kilku dniami faryzeusze usiłowali zastawić sidła na Chrystusa, stawiając mu pytanie: „Czy godzi się nam płacić podatek cesarzowi, czy nie?” Obecni przy tym zajściu Rzymianie byli świadkami poniesionej przez nich porażki oraz ich zmieszania, gdy Chrystus odpowiedział: „Oddawajcie więc cesarzowi, co jest cesarskie, a Bogu, co jest Boże” ŁUK. 20,22-25.

Teraz kapłani zamierzali przedstawić sprawę w ten sposób, że Chrystus wypowiedział się właśnie tak, jak oni się po Nim spodziewali. W swej skrajności przywołali na pomoc fałszywych świadków i „zaczęli go oskarżać, mówiąc: Stwierdziliśmy, że ten podburza nasz lud i wstrzymuje go od płacenia podatku cesarzowi, i powiada, że On sam jest Chrystusem, królem” ŁUK. 23,2. Wysunięto trzy oskarżania i wszystkie bez żadnego uzasadnienia. Kapłani zdawali sobie sprawę z tego, lecz gotowi byli popełnić krzywoprzysięstwo, aby tylko doprowadzić rzecz do końca. []

Piłat przejrzał ich cele. Nie wierzył, aby więzień spiskował przeciwko rządowi. Jego cicha i skromna postać nie harmonizowała z treścią oskarżenia. Był przekonany, że uknuty został spisek w celu zgładzenia niewinnego człowieka, który stanął na drodze żydowskich dygnitarzy. Zwracając się do Jezusa zapytał: „To ty jesteś królem żydowskim?”. Zbawiciel odpowiedział: „To ty mówisz”, a gdy wypowiadał te słowa, twarz jego zajaśniała, jakby padł na nią promień słońca.

Gdy kapłani usłyszeli tę odpowiedź, Kaifasz i ci, którzy z nim byli, wezwali Piłata, aby poświadczył, że Jezus popełnił zarzucaną mu zbrodnię. Podnosząc głos, kapłani, uczeni w Piśmie i przywódcy zażądali ponownie, aby skazać Jezusa na śmierć. Krzyki ich zostały podchwycone przez tłum i wrzawa stała się ogłuszająca. Piłat był zaskoczony. Widząc, że Jezus nie odpowiada nic swoim oskarżycielom, powiedział do niego: „Nic nie odpowiadasz? Patrz, o jak wiele rzeczy cię oskarżają. Lecz Jezus już nic nie odpowiedział”.

Stojąc za Piłatem na oczach wszystkich obecnych w pałacu, Chrystus słuchał ich zniewag, lecz nie odpowiadał na żadne z wysuwanych przeciwko sobie fałszywych oskarżeń. Całe Jego zachowanie świadczyło o niewinności. Stał niewzruszony nawałnicą, która szalała wokoło Niego. Uderzenia ciężkiego gniewu podobne były do spiętrzonych fal oceanicznych, które załamywały się wokół Niego, nie dotykając Go. Stał w milczeniu, lecz milczenie to było wymowniejsze od słów. Zdawało się, że postać Jego promieniuje wewnętrznym światłem.

Piłat był zdziwiony zachowaniem się Chrystusa. Czy ten człowiek, myślał Piłat, lekceważy przewód sądowy, dlatego że nie dba o uratowanie swego życia? Patrząc na Jezusa, znoszącego bez żadnej reakcji obelgi i kpiny, Piłat zrozumiał, że nie może to być człowiek tak samo grzeszny i niesprawiedliwy, jak hałaśliwi kapłani. Mając nadzieję dowiedzenia się od Niego prawdy i chcąc uwolnić się od natarczywości tłumu, Piłat odszedł na bok z Jezusem i spytał Go znowu: „To ty jesteś królem żydowskim?”

Jezus nie odpowiedział na to pytanie wprost. Wiedział, że Duch Święty walczy o nawrócenie Piłata i chciał mu dać okazję do opamiętania się. „Czy sam od siebie to mówisz, czy inni powiedzieli ci o mnie?” — spytał go Jezus. W ten sposób Chrystus chciał wyjaśnić, czy pytanie Piłata podyktowane było oskarżeniami kapłanów, czy też pragnął światła od Chrystusa. Piłat zrozumiał sens pytania, lecz w sercu jego odezwała się duma. Nie chciał uznać przekonań, które wciskały się do jego świadomości. „Czy ja jestem Żydem?” — odrzekł. „Naród twój i arcykapłani wydali mi ciebie; co uczyniłeś?”

W ten sposób Piłat zaprzepaścił swoją wspaniałą szansę. Lecz Jezus nie pozostawił go bez dalszego oświecenia. Choć nie odpowiedział bezpośrednio na jego pytanie, to jednak jasno określił swą własną misję. Dał Piłatowi do zrozumienia, że nie dąży do ziemskiego tronu, mówiąc: „Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie Królestwo moje nie jest stąd. Rzekł mu tedy Piłat: A więc jesteś królem? Odpowiedział mu Jezus: Sam mówisz, że jestem królem. Ja się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego” JAN 18,36-37.

Chrystus potwierdził, że Jego słowo było kluczem, który otworzy tajemnicę przed wszystkimi gotowymi do jej przyjęcia. Słowo to samo torowało sobie drogę, co tłumaczyło tajemnicę rozpowszechniania się Jego królestwa prawdy. Chciał przekonać Piłata, że jedynie na drodze przyjęcia i przyswojenia prawdy może się odrodzić jego upadła natura. []

Piłat chciał poznać prawdę, a jego umysł był w rozterce. Żywo chwytał słowa Zbawiciela, a w jego sercu rodziło się gorące pragnienie poznania, czym ona jest istotnie i w jaki sposób mógłby ją posiąść. „Co to jest prawda?” — zapytał. Ale nie czekał na odpowiedź. Hałasy z zewnątrz przywołały go do rzeczywistości. To właśnie kapłani naglili do natychmiastowego załatwienia sprawy. Wychodząc do Żydów Piłat oświadczył: „Ja w nim żadnej winy nie znajduję”.

Te słowa pogańskiego sędziego były druzgocącą odprawą dla perfidii i zakłamania przywódców Izraela, oskarżających Zbawiciela. Gdy kapłani i starszyzna żydowska usłyszeli słowa Piłata, ich rozczarowanie i wściekłość nie miały granic. Długo spiskowali i czekali na tę okazję. Gdy teraz stanęli wobec perspektywy uwolnienia Chrystusa, gotowi byli rozszarpać Go na kawałki. Poczęli głośno oskarżać Piłata, grożąc mu represjami ze strony rządu w Rzymie. Wytykali mu jego odmowę skazania Jezusa, który, jak twierdzili, przeciwstawiał się władzy cesarza.

Podniosły się gniewne głosy świadczące, że buntownicza działalność Jezusa dobrze jest znana w całym kraju. „Podburza lud, nauczając po całej Judei — mówili kapłani — i to począwszy od Galilei, aż dotąd”.

Piłat do tej chwili nie miał zamiaru skazywać Jezusa, ponieważ wiedział, iż Żydzi oskarżali Go przez nienawiść i uprzedzenia. Znał zakres swoich obowiązków i wiedział, że w imię sprawiedliwości Chrystus powinien być natychmiast uwolniony. Lecz Piłat obawiał się zgubnej woli ludu. Jeżeli odmówi wydania Jezusa w ich ręce, mogą powstać zamieszki, a do tego nie chciał dopuścić. Gdy usłyszał, że Chrystus pochodzi z Galilei, zdecydował się posłać Go do Heroda, to znaczy władcy tej prowincji, który w tym czasie przebywał w Jerozolimie. W ten sposób Piłat chciał przerzucić na niego odpowiedzialność za skazanie Chrystusa. Uważał to jednocześnie za dobrą okazję do pojednania się z Herodem, z którym od pewnego czasu był skłócony. Tak się też stało i dwaj dostojnicy stali się przyjaciółmi przy okazji sądu nad Zbawicielem.

Piłat ponownie przekazał Jezusa strażom, które wśród drwin i zniewag tłumu doprowadziły Go do sali sądowej Heroda. Ten zaś, ujrzawszy Jezusa, uradował się bardzo. Nie spotkał jeszcze dotąd Zbawiciela, lecz „od dłuższego już czasu pragnął go zobaczyć, ponieważ słyszał o nim i spodziewał się ujrzeć jakiś cud przez niego dokonany” ŁUK. 23,8. Był to ten sam Herod, którego ręce splamione były krwią Jana Chrzciciela. Gdy po raz pierwszy usłyszał o Jezusie, ogarnął go strach. „To Jan, którego ja kazałem ściąć, on zmartwychwstał”; „dlatego cudowne moce działają w nim” MAR. 6,16; MAT. 14,2. Mimo wszystko pragnął zobaczyć Jezusa. Nadarzała się teraz okazja uratowania życia tego proroka i Herod miał nadzieję, że wymaże w ten sposób na zawsze ze swej pamięci wspomnienia o zakrwawionej głowie przyniesionej mu na misie. Chciał jednocześnie zaspokoić swą ciekawość i liczył na to, że jeżeli da się Chrystusowi jakąś perspektywę uwolnienia, to On sam uczyni wszystko, czego się od niego zażąda.

Do Heroda udało się w ślad za Chrystusem duże zgromadzenie kapłanów i starszyzny. Kiedy zaś Chrystus postawiony został przed jego obliczem, wszyscy dygnitarze podtrzymywali swe oskarżenie, przemawiając przy tym mocno podnieconymi głosami. Jednakże Herod nie poświęcał zbyt wielkiej uwagi wysuwanym zarzutom. Kazał im umilknąć, gdyż chciał mieć możliwość bezpośredniego przesłuchania Chrystusa. Rozkazał, by zdjęto z Niego więzy, zarzucając jednocześnie Jego wrogom brutalne obchodzenie się z więźniem. Patrząc ze współczuciem w pogodną twarz Odkupiciela świata, dostrzegł w niej jedynie mądrość i czystość. Herod, podobnie jak Piłat, był przekonany, że oskarżenie opierało się wyłącznie na złości i zazdrości.

Zadawał Chrystusowi wiele pytań, lecz Zbawiciel zachowywał przez cały czas głębokie milczenie. Na polecenie tetrarchy wprowadzono na salę chorych oraz kalekich i zażądano od Chrystusa, aby dowiódł słuszności swych oświadczeń przez dokonane cudu. Ludzie mówią — powiedział Herod — że potrafisz uzdrowić chorych. Chcę się przekonać, że wieść niesiona o Tobie po całym kraju nie jest wymysłem. Gdy Jezus w dalszym ciągu nic nie odpowiadał, Herod nalegał, mówiąc: „Jeżeli mogłeś dokonywać cuda dla innych, uczyń teraz cud dla swego własnego dobra, a będzie to z korzyścią dla ciebie”. I znów mu rozkazał: „Ukaż nam znak, że istotnie posiadasz moc, którą Ci przypisują”. Lecz Chrystus stał, jak gdyby nic nie widząc i nie słysząc. Syn Boży przyjął na siebie postać ludzką i zachowywał się tak, jakby się zachował człowiek w podobnych okolicznościach. Dlatego nie chciał uczynić cudu dla ratowania siebie przed cierpieniem i poniżeniem, które w podobnych okolicznościach musiałby znieść człowiek.

Herod przyrzekł, że jeżeli Chrystus uczyni w jego obecności cud, to zostanie uwolniony. Oskarżyciele Chrystusa widzieli na własne oczy cuda czynione Jego mocą. Słyszeli, jak rozkazywał grobom, aby wydały swych zmarłych, a ci wychodzili z nich na wezwanie Jego głosu. Strach ogarnął ich na myśl, że również i tym razem uczyni cud, ponieważ najbardziej obawiali się przejawu Jego mocy. Zamanifestowanie jej stanowiłoby śmiertelny cios dla ich planów, a nawet za uknutą intrygę mogliby zapłacić życiem. W tej sytuacji zatroskani dostojnicy ponownie wystąpili z oskarżeniami. Podnosząc głos wykrzykiwali, że jest zdrajcą i bluźniercą, który czyni swe cuda mocą Belzebuba, księcia zła. Sala sądowa stała się terenem zamieszania, a każdy wykrzykiwał co innego. []

Sumienie Heroda było dziś znacznie mniej wrażliwe niż wówczas, gdy Herodiada zażądała od niego głowy Jana Chrzciciela. Przez pewien czas odczuwał ostre wyrzuty z powodu swego strasznego czynu, lecz z biegiem czasu rozwiązłe życie coraz bardziej zagłuszało jego wrażliwość. Dziś serce jego stwardniało tak, że potrafił nawet przechwalać się karą, jaką zastosował względem Jana, który miał odwagę go napominać. Teraz zaś groził Jezusowi, powtarzając ciągle, że ma moc uwolnić Go lub skazać. Lecz Chrystus nie dał żadnego znaku na dowód, że słyszy jego słowa.

Milczenie oskarżonego drażniło Heroda, ponieważ sugerowało całkowitą obojętność wobec jego władzy. Dla próżnego i dumnego tetrarchy otwarty sprzeciw byłby mniej obrażający niż to ignorowanie go. Powtórzył ze złością swe groźby, lecz Jezus stał wciąż nieruchomy i milczący.

Misja Chrystusa na tym świecie nie polegała na zaspokajaniu próżnej ciekawości. Pojawił się na nim, by podnieść na duchu zrozpaczonych ludzi, i gdyby tylko Jego słowa mogły uleczyć grzeszne dusze, nie powstrzymałby się przed ich wypowiedzeniem. Lecz nie miał ani słowa dla tych, którzy podeptali prawdę swymi świętokradczymi stopami.

Chrystus mógł przemówić do Heroda słowami, które przeszyłyby uszy zatwardziałego tetrarchy. Mógłby napełnić go dreszczem grozy i przerażenia, przedstawiając mu upodlenie, w jakim spędzał swoje życie, i obraz pełnej jego zagłady. Lecz milczenie Chrystusa było najcięższym rodzajem nagany: Herod nie przyjął prawdy ogłoszonej przez największego z proroków i nie mógł już oczekiwać na żadne inne poselstwo. Niebieski Majestat nie miał już mu nic do powiedzenia. Ucho, które stale było otwarte na ludzkie nieszczęścia, zamknęło się na zawsze na prośby Heroda, a oczy, które stale spoczywały ze zmiłowaniem na skruszonym grzeszniku, omijały go. Usta, które wypowiadały najbardziej przekonywające prawdy i z tkliwością wstawiały się za najbardziej grzesznymi i upadłymi, pozostawały zamknięte dla wyniosłego króla, nie odczuwającego potrzeby pomocy Zbawiciela.

Twarz Heroda sposępniała z gniewu. Zwracając się do tłumów oświadczył ze złością, że uważa Jezusa za samozwańca. A do Chrystusa powiedział, że jeżeli nie da dowodu słuszności swych prawd, wyda Go w ręce żołnierzy i narodu. Ci bowiem mogli zmusić Go do mówienia. Jeżeli Jezus jest samozwańcem, to w pełni zasłużył na śmierć z ich ręki. Jeżeli zaś jest Synem Bożym, to dla ratowania siebie powinien uczynić cud.

Zanim Herod wypowiedział te słowa, rozszalały tłum rzucił się na Chrystusa, tak jak rzucają się dzikie bestie na zdobycz. Zaczęli Go szarpać w różne strony, a Herod chcąc poniżyć Syna Bożego przyłączył się do motłochu. Gdyby nie interwencja rzymskich żołnierzy, odbyłby się samosąd, a Jezus zostałby rozszarpany na kawałki.

„Wtedy Herod z żołnierstwem swoim sponiewierał go i wydrwił, kazał go przybrać we wspaniałą szatę”. Żołnierze rzymscy również brali udział w tym znęcaniu się. Na Chrystusa spadło wszystko, co mogli wymyślić ci bezbożni, moralnie zepsuci żołdacy, cieszący się poparciem Heroda i żydowskiej starszyzny. On natomiast ani na chwilę nie utracił swej boskiej cierpliwości.

Prześladowcy Chrystusa mierzyli Jego charakter swą własną miarą, przedstawiając Go jako istotę dorównującą im w podłości. Lecz poza tymi kulisami aktualnych wydarzeń wyłaniała się scena, która miała się przed ich oczami ujawnić nieco później w całej swojej chwale. W tłumie znajdowali się również tacy, których przenikał dreszcz na widok Chrystusa. Podczas gdy brutalny tłum obelżywie kłaniał się przed Nim, niektórzy jego uczestnicy, obecni tu dla udziału w obelgach, zaczynali się wycofywać w milczeniu i przerażeniu. Herod został potępiony, ponieważ nie umiał skorzystać ze światła ostatnich promieni miłosierdzia. Zrozumiał, że nie jest to zwykły człowiek, gdyż boskość Jego przenikała przez człowieczeństwo. W tym czasie, kiedy na Jezusa spadały szyderstwa grzeszników, bluźnierców i morderców, Herod czuł, iż widzi Boga zasiadającego na tronie. []

Pomimo swej zatwardziałości w grzechach nie ośmielił się zatwierdzić wyroku na Chrystusa. Pragnął uwolnić się od tej straszliwej odpowiedzialności i odesłał Jezusa z powrotem do rzymskiego sądu.

Piłat doznał wielkiego zawodu i był bardzo niezadowolony. Gdy Żydzi wrócili ze swym więźniem, zapytał z niecierpliwością, co chcą, aby uczynił. Wspomniał, że już badał Jezusa i nie znalazł w Nim żadnej winy. Zarzucił im, że wnoszą przeciwko Niemu oskarżenie, którego nie umieją uzasadnić nawet w jednym punkcie. Wysłał Jezusa do Heroda, tetrarchy Galilei, a więc ich współziomka, ale i ten również nie znalazł w Nim winy, która by zasługiwała na karę śmierci. „Każę Go więc wychłostać i wypuszczę” — oświadczył Piłat.

W tym miejscu Piłat wykazał swą słabość. Pomimo oświadczenia, że uważa Jezusa za niewinnego, chciał Go ubiczować dla uspokojenia oskarżycieli. Za cenę kompromisu z tłumem gotów był odstąpić od zasad sprawiedliwości, ale to dążenie postawiło go w niekorzystnej sytuacji. Tłum zorientował się w jego braku zdecydowania i coraz natarczywiej żądał życia więźnia. Gdyby Piłat od początku zdecydowanie odmówił skazania człowieka, którego uważał za niewinnego, byłby zerwał nieszczęsny łańcuch wyrzutów sumienia i poczucia winy, który skuwał go aż do końca życia. Gdyby stał twardo na gruncie sprawiedliwości, Żydzi nie mogliby podyktować mu swych żądań. Chrystus zostałby skazany na śmierć przez Żydów, lecz wina za to nie obciążyłaby Piłata. Jednakże Piłat krok za krokiem zadawał gwałt swemu sumieniu. Wymówił się od obowiązku sądzenia według prawa i sprawiedliwości i wskutek tego stał się bezwolnym narzędziem w rękach żydowskich kapłanów i dygnitarzy. Chwiejność i niezdecydowanie stały się przyczyną jego zguby.

Jednakże i teraz Piłat nie musiał działać na ślepo. Był już wcześniej ostrzeżony przez Boga, aby nie popełniał czynu, który właśnie zamierzał. W odpowiedzi na modlitwę Chrystusa żonę Piłata nawiedził anioł niebieski i we śnie ujrzała Zbawiciela i rozmawiała z Nim. Żona Piłata nie była Żydówką, lecz gdy ujrzała we śnie Jezusa, nie miała żadnych wątpliwości, kim On jest i po co przybył. Zrozumiała, że jest On Księciem Bożym. Widziała Go stojącego przed sądem ze związanymi rękami, traktowanego jak przestępcę. Widziała Heroda i jego żołnierzy podczas wykonywania ich przerażającego dzieła. Słyszała słowa kapłanów i przywódców pełne nienawiści i obłudy, oskarżające Go z obłędnym uporem. Słyszała słowa: „My mamy zakon, a według zakonu winien umrzeć”. Widziała też, że ten Piłat, który poprzednio oświadczył: „Ja w nim żadnej winy nie znajduję”, oddał Go na ubiczowanie. Słyszała wypowiedziany przez Piłata wyrok i widziała, jak wydawał Chrystusa w ręce Jego morderców. Krzyż na Golgocie stał ciągle przed jej oczyma. Widziała ziemię spowitą w ciemności i słyszała tajemnicze słowa: „Wykonało się”. Ale jej sen przybrał jeszcze inną postać. Zobaczyła Chrystusa siedzącego na wielkim, białym obłoku, podczas gdy ziemia obracała się w przestrzeni, a Jego zabójcy uciekali przed Jego chwałą. Obudziła się z krzykiem przerażenia i napisała natychmiast do Piłata słowa ostrzeżenia.

Gdy Piłat wahał się nie wiedząc, jak ma postąpić, przedarł się przez tłum goniec z listem od jego żony, w którym pisała: „Nie wdawaj się z tym sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie przez niego wiele wycierpiałam”.

Twarz Piłata pobladła. Był zmieszany z powodu wewnętrznej walki. A że zwlekał z decyzją, kapłani i przywódcy wykorzystali ten czas dla dalszego podburzenia tłumu. Piłat zmuszony został do działania. Przypomniał sobie o zwyczaju, który mógł spowodować uwolnienie Chrystusa. Według tego zwyczaju przed Paschą uwalniano jakiegoś przestępcę, wskazanego przez naród. Był to zwyczaj pogański; nie miał nic wspólnego ze sprawiedliwością, a mimo to był bardzo ceniony przez Żydów. W owym czasie władze rzymskie trzymały w więzieniu przestępcę imieniem Barabasz, na którego wydany był wyrok śmierci. Człowiek ten twierdził, że jest Mesjaszem, powiadając, iż dana mu jest moc stanowienia nowego porządku rzeczy i skierowania świata na drogę sprawiedliwości. Omamiony przez szatana twierdził, że wszystko, co zdobędzie drogą kradzieży lub rozboju, należy do niego. Czynił cuda, korzystając z mocy szatana, i zyskał tym samym uznanie wśród ludzi. Podburzał ich też do powstania przeciwko rządowi rzymskiemu. Pod przykrywką religijnego entuzjazmu ukrywał się zatwardziały zbrodniarz, skłonny do buntu i okrucieństwa. Pozwalając ludziom wybierać pomiędzy tym człowiekiem a niewinnym Zbawicielem, Piłat liczył na obudzenie w nich poczucia sprawiedliwości. Miał nadzieję na pozyskanie sympatii tłumu do Jezusa, wbrew kapłanom i przywódcom. Zwracając się do ludu powiedział z wielką powagą: „Którego chcecie, abym wam wypuścił? Barabasza czy Jezusa, którego zowią Chrystusem?” []

Odpowiedź tłumu zabrzmiała jak ryk dzikich zwierząt: „Wypuść nam Barabasza!” Myśląc, że nie zrozumieli pytania, Piłat powtórzył jeszcze raz: „Chcecie, wypuszczę wam króla żydowskiego”, lecz oni odpowiedzieli ponownie: „Nie tego, ale Barabasza”. Wtedy spytał Piłat: „Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego zowią Chrystusem?”. I znów dały się słyszeć szatańskie okrzyki. Wśród tłumu znajdowały się bowiem prawdziwe demony w ludzkim ciele, więc nikt nie mógł oczekiwać odpowiedzi innej niż ta: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj go”.

Piłat był skonsternowany, bowiem nie przypuszczał, iż dojdzie aż do tego. Wzdragał się przed wydaniem niewinnego człowieka na najbardziej hańbiącą i okrutną śmierć. Gdy wrzawa nie cichła, zwracając się do narodu, zapytał: „Cóż więc złego uczynił?” Lecz sprawy posunęły się już zbyt daleko, aby wysuwać argumenty. Oni nie szukali dowodu niewinności Chrystusa, lecz pragnęli Jego śmierci.

Piłat wciąż jeszcze podejmował wysiłki ratowania Chrystusa. „Wtedy on po raz trzeci odezwał się do nich: Cóż złego Ten uczynił? Niczego, czym by na śmierć zasłużył, w nim nie znalazłem. Każę go więc wychłostać i wypuszczę” ŁUK. 23,22. Lecz sama wzmianka o uwolnieniu Chrystusa wprowadziła tłum w zwielokrotnioną wściekłość. „Ukrzyżuj go! ukrzyżuj go!” — wołali. Coraz głośniej szalała burza spowodowana brakiem stanowczości Piłata. Jezus, bliski omdlenia i pokryty ranami, został ubiczowany przed oczami tłumu. „A żołnierze zaprowadzili go na zamek, to jest do pretorium, i zwołali cały oddział wojska. I ubrali go w purpurę, upletli koronę cierniową i włożyli mu ją na głowę. I poczęli go pozdrawiać: Bądź pozdrowiony, królu żydowski! I bili go po głowie trzciną, i pluli na niego, a upadając na kolana, bili mu pokłony” MAR. 15,16-19. Jakaś występna ręka chwyciła za trzcinę, która włożona została do rąk Chrystusa, i biła po koronie cierniowej włożonej Mu na głowę. Ostre ciernie wbiły się w Jego czoło, a krople krwi popłynęły po twarzy.

Podziwiajcie, niebiosa, i zdumiewaj się, ziemio! Patrzcie na ciemiężycieli i na Ciemiężonego. Oszalały tłum otacza Zbawiciela świata. Drwiny i szyderstwa mieszają się z bluźnierczymi zaklęciami. Jego niskie urodzenie i skromne życie stają się przedmiotem komentarzy bezlitosnego tłumu. Jego twierdzenie, że jest Synem Bożym, zostało ośmieszone, a wulgarne żarty i obelgi podawane są z ust do ust.

Szatan kierował tym okrutnym tłumem w znęcaniu się nad Zbawicielem. Jego celem było sprowokowanie Jezusa, o ile było to możliwe, do szukania odwetu lub do uczynienia cudu dla uwolnienia się i obalenia w ten sposób całego planu zbawienia. Wystarczyła bowiem zaledwie jedna skaza na Jego ludzkim życiu, jedno tylko ugięcie się Jego ludzkiej istoty dla uniknięcia straszliwej próby, a Baranek Boży przestałby być ofiarą bez skazy i plan odkupienia ludzi zostałby unicestwiony. Lecz Ten, który mógłby rozkazać zastępom niebieskim, aby stanęły Mu do pomocy, Ten, który mógł spowodować, że objęty przerażeniem motłoch uciekłby przed blaskiem Jego boskiego majestatu, poddał się z doskonałym spokojem najbrutalniejszym obelgom i napaściom. []

Wrogowie Chrystusa zażądali cudu jako dowodu Jego boskości. A mieli przecież na to dowody znacznie bardziej przekonujące od tych, których się dopominali. Jeżeli okrucieństwo Jego oprawców odbierało im człowieczą godność, upodobniając ich do szatana, to łagodność i cierpliwość Chrystusa wznosiły Go ponad człowieczeństwo, dowodząc, że jest Synem Bożym. Jego poniżenie było obietnicą Jego wywyższenia. Krople krwi, które płynęły z okaleczonych skroni po Jego twarzy, były obietnicą namaszczenia Go „olejkiem wesela” HEBR. 1,9 jako naszego Najwyższego Kapłana.

Straszliwa była wściekłość szatana, gdy widział, że całe znęcanie się, którego dopuszczano się nad Zbawicielem, nie zdołało wydobyć z Jego ust najmniejszej skargi. Choć przyjął postać człowieka, to jednak był wspierany boską siłą i nie odstępował w żadnym szczególe od woli Ojca.

Piłat, wydając Jezusa na ubiczowanie i pośmiewisko, spodziewał się, że w tłumie obudzi się odruch litości. Miał nadzieję, że uznają to za wystarczającą karę i że nawet złość kapłanów zostanie uśmierzona. Lecz Żydzi jasno zdawali sobie sprawę z bezcelowości takiej kary w stosunku do kogoś, kto został uznany za niewinnego. Wiedzieli, że Piłat usiłuje ratować życie więźnia, i postanowili, że Jezus nie może zostać uwolniony. Zdawali sobie sprawę, że Piłat polecił Go ubiczować dla ich uspokojenia i zadowolenia, dlatego też wiedzieli, że dzięki nieustępliwości mogą osiągnąć swój cel.

Piłat posłał po Barabasza, aby sprowadzić go do pałacu. Stawiając przed tłumem obu więźniów obok siebie, powiedział: „Oto człowiek! Weźcie go wy i ukrzyżujcie, ja bowiem winy w nim nie znajduję”.

Oto stał Syn Boży w błazeńskim stroju i w koronie cierniowej na głowie. Jego obnażone do pasa plecy pokryte były pręgami, z których obficie płynęła krew. Twarz Jego była poplamiona krwią, nosiła oznaki bólu i wyczerpania, lecz nigdy nie była tak piękna jak teraz. Cierpienie nie zniekształciło jej i każdy rys wyrażał szlachetność, uległość oraz najtkliwszą litość dla okrutnych dręczycieli. Postawy Jego nie cechowała tchórzliwa słabość, lecz siła i godność cierpienia. Stojący obok Niego więzień stanowił rażący kontrast z Chrystusem. Każdy rys twarzy Barabasza zdradzał zatwardziałego zbrodniarza, jakim był w rzeczywistości. Kontrast ten musiał przemówić do każdego i dlatego niektórzy z obecnych płakali. Gdy patrzyli na Jezusa, serca ich wypełniały się współczuciem. Nawet kapłani i przywódcy byli przekonani, że On jest istotnie tym, za kogo się podawał.

Nie wszyscy rzymscy żołnierze, którzy otaczali Chrystusa, mieli twarde serca; niektórzy z nich wpatrywali się uważnie w Jego twarz, szukając na niej dowodu, że jest niebezpiecznym kryminalistą. Od czasu do czasu rzucali pogardliwe spojrzenia na Barabasza. Nie potrzeba było wielkiej przenikliwości, aby go przejrzeć na wskroś. I znów kierowali swe spojrzenia na Tego, który postawiony został przed sądem. Patrzyli na boskiego męczennika z głęboką litością. Cicha pokora Chrystusa wryła się im w pamięć i miała tam pozostać do czasu, kiedy jedni z nich uznają w nim Chrystusa, inni zaś przez odrzucenie Go przypieczętują swój własny los.

Piłat przejęty był widokiem tej nadludzkiej cierpliwości Chrystusa. Nie wątpił, że widok tego człowieka w zestawieniu z Barabaszem wzbudzi sympatię Żydów do Niego. Nie zdawał sobie jednak sprawy z fanatycznej nienawiści kapłanów do Tego, który będąc światłem świata ujawnił ich ciemnotę i błędy. Znowu podsycili w motłochu obłędną wściekłość i znów dostojnicy i tłum poczęli wznosić okrzyki: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj go!”. Wreszcie tracąc wszelką cierpliwość w obliczu ich niepoczytalnego okrucieństwa, Piłat zawołał z rozpaczą: „Weźcie Go wy i ukrzyżujcie, bo ja w Nim żadnej winy nie znajduję”. []

Rzymski gubernator, jakkolwiek przyzwyczajony do okrucieństw, współczuł udręczonemu więźniowi, który skazany, ubiczowany, z krwawiącym ciałem i poszarpanymi plecami, nadal zachowywał postawę zasiadającego na tronie Króla. Lecz kapłani zawołali ponownie: „My mamy zakon, a według zakonu winien umrzeć, bo się czynił Synem Bożym”.

Piłat był wstrząśnięty. Nie miał właściwego pojęcia o Jezusie i Jego misji, lecz podświadomie wierzył w Boga oraz w istoty nadludzkie. Myśl, która kiedyś niejasno kiełkowała w jego umyśle, teraz przybierała bardziej określony kształt. Zapytywał siebie, czy też stojący przed nim człowiek, przybrany w błazeński, purpurowy strój i cierniową koronę, nie był rzeczywiście istotą boską.

Wszedł znów do sali sądowej i zapytał Jezusa: „Skąd jesteś?”. Lecz Jezus nie dał mu odpowiedzi. Zbawiciel swobodnie rozmawiał z Piłatem, ukazując mu swą misję na świadectwo prawdy. Lecz Piłat zlekceważył to światło. Nadużył swego wysokiego urzędu sędziego, rezygnując pod naciskiem tłumu ze swych zasad i swego autorytetu. Jezus nie miał już dla niego więcej światła. Zniecierpliwiony Jego milczeniem, Piłat odezwał się wyniośle: „Ze mną nie chcesz rozmawiać? Czy nie wiesz, że mam władzę wypuścić cię i mam władzę ukrzyżować cię?” JAN 19,10.

Jezus odrzekł: „Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci to nie było dane z góry; dlatego większy grzech ma ten, który mnie tobie wydał” JAN 19,11.

W tych słowach miłosierny Zbawiciel wśród straszliwego cierpienia i smutku usprawiedliwiał tak dalece, jak było to możliwe, czyn rzymskiego gubernatora, który wydał Go na ukrzyżowanie. Jakaż to scena została pokazana światu! Jakież światło ukazało charakter Tego, kto jest Sędzią całej ziemi!

„Większy grzech ma ten” — rzekł Jezus — „który mnie tobie wydał”. Mówiąc to miał na myśli Kaifasza, który jako najwyższy kapłan reprezentował naród żydowski. Żydom znane były zasady rzymskiego prawa. Zostali oni również oświeceni przez proroctwa, dające świadectwo o Chrystusie, a także przez Jego własną naukę i cuda. Żydowscy sędziowie otrzymali pełne dowody boskości Tego, którego skazali na śmierć, dlatego też będą osądzeni odpowiednio do stopnia swojej świadomości.

Największa wina i najcięższa odpowiedzialność spadały na zajmujących najwyższe stanowiska w narodzie, którzy jako depozytariusze świętych prawd nikczemnie się im sprzeniewierzyli. Piłat, Herod oraz rzymscy żołnierze wiedzieli stosunkowo niewiele o Chrystusie. Przez upokorzenie Go chcieli zadowolić kapłanów i przywódców. Do nich nie docierało światło w takim natężeniu, w jakim spływało na naród żydowski. Gdyby światło to dane było rzymskim żołnierzom, nie byliby potraktowali Chrystusa z takim okrucieństwem. []

Piłat jeszcze raz zaproponował, aby uwolnić Chrystusa. „Ale Żydzi krzyczeli głośno: Jeśli tego wypuścisz, nie jesteś przyjacielem cesarza” JAN 19,12. Obłudnicy ci udawali w ten sposób, że stoją na straży władzy cesarskiej, gdy tymczasem wiadomo było, że Żydzi byli najbardziej zaciekłymi przeciwnikami rzymskich rządów. Uciekali się do największej tyranii w nauczaniu i realizowaniu religijnych i narodowych wymogów, o ile mogli to robić bezkarnie. Jeżeli jednak chcieli przeprowadzić akt szczególnego okrucieństwa, wtedy wywyższali władzę cezara. Dla zniszczenia Chrystusa gotowi byli wyznać swą wierność rządowi, którego serdecznie nienawidzili.

„Każdy bowiem, który się królem czyni” — mówili dalej — „sprzeciwia się cesarzowi”. Te słowa dotykały słabego punktu Piłata. Nie był on dobrze notowany w Rzymie i wiedział, że tego rodzaju oskarżenie może stać się jego zgubą. Wiedział, że jeżeli pokrzyżuje plany Żydów, ich wściekłość obróci się przeciwko niemu i że nie zaniedbają niczego, aby się zemścić na Nim. Miał przed sobą przykład uporczywości, z jaką dążyli do zniszczenia Tego, którego nienawidzili bez powodu.

Wówczas Piłat zajął miejsce na swym sędziowskim tronie i wskazując Jezusa powiedział: „Oto król wasz”. A oni zawołali „Precz, precz! Ukrzyżuj go”. Donośnym głosem, który słychać było z bliska i z daleka, Piłat zapytał: „Króla waszego mam ukrzyżować?”. Lecz z nieczystych, bluźnierczych ust padły słowa: „Nie mamy króla, tylko cesarza”.

W ten sposób wybierając pogańskiego władcę naród żydowski odszedł od zasad teokracji. Odrzucił Boga jako swego króla, pozbawiając się wybawiciela. Nie mieli króla, tylko cesarza. Tak więc daleko posunęli się kapłani i nauczyciele żydowscy w swoich kłamstwach wobec narodu. Za to działanie i za straszliwe jego skutki oni ponosili odpowiedzialność. Grzech narodu i jego zguba były dziełem przywódców religijnych.

„A Piłat, ujrzawszy, że to nic nie pomaga, przeciwnie, że zgiełk się wzmaga, wziął wodę, umył ręce przed ludem i rzekł: Nie jestem winien krwi tego sprawiedliwego, wasza to rzecz” MAT. 27,24. Z bojaźnią i w poczuciu swej winy Piłat spojrzał na Zbawiciela. W morzu podnieconych twarzy jedynie Jego oblicze było spokojne. Zdawało się, że głowę Jego opromieniało łagodne światło, dlatego też Piłat rzekł w swym sercu: On jest Bogiem. A zwracając się do tłumu, oświadczył: „Nie jestem winien Jego krwi”. Weźcie Go i ukrzyżujcie. Lecz zanotujcie to sobie, kapłani i przywódcy: ja Go ogłaszam niewinnym. Niech Ten, którego On uważa za swego Ojca, osądzi was, a nie mnie za ten czyn. Następnie zwracając się do Jezusa powiedział: Daruj mi, że nie jestem w stanie Cię uratować. I po ponownym ubiczowaniu Jezusa, wydał Go na ukrzyżowanie.

Piłat pragnął uwolnić Chrystusa. Wiedział jednak, iż nie jest w stanie tego uczynić bez narażenia swego stanowiska i poważania. Za cenę zachowania swej ziemskiej władzy zdecydował się na poświęcenie niewinnego życia. Wielu ludzi poświęca swe zasady dla uniknięcia strat i cierpień. Sumienie i obowiązek wskazują jedną drogę, a własny interes wręcz odmienną. Prąd niesie szybko w złym kierunku i ten, kto idzie na kompromis ze złem, zostaje szybko uniesiony w nieprzeniknione ciemności winy. []

Piłat ustąpił przed żądaniami tłumu, ponieważ obawiał się ryzyka utraty swego stanowiska, i wydał Jezusa na ukrzyżowanie. A mimo tej ostrożności spotkało go później to wszystko, czego się tak obawiał. Odebrane mu zostały jego zaszczyty i został pozbawiony swego wysokiego urzędu. Nękany przez wyrzuty sumienia i w poczuciu zranionej dumy zakończył życie w krótkim czasie po ukrzyżowaniu. Na podobieństwo Piłata ci wszyscy, którzy godzą się z grzechem, zyskają jedynie zmartwienia i zgubę. „Niejedna droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci” PRZYP. 14,12.

Gdy Piłat oświadczył, że nie jest winny krwi Chrystusa, Kaifasz odpowiedział: „Krew jego na nas i na dzieci nasze”. Te straszne słowa podchwycone zostały przez kapłanów i przywódców i odbiły się echem w nieludzkim ryku tłumu. „A cały lud powiadając rzekł: Krew jego na nas i na dzieci nasze”.

Naród izraelski dokonał wyboru. Wskazując na Jezusa powiedzieli: „Nie tego, tylko Barabasza”. Barabasz, morderca i bandyta, był przedstawicielem szatana, Chrystus zaś był wysłannikiem Boga. Chrystus został odrzucony, a wybrano Barabasza. Mieli otrzymać swojego Barabasza. Dokonując takiego wyboru, przyjmowali człowieka, który od początku był kłamcą i mordercą, bowiem to szatan stał się ich przywódcą. Jako naród mieli już stale działać pod jego dyktando, wykonywać jego dzieło i znosić jego rządy. Ludzie, którzy wybrali Barabasza zamiast Chrystusa, mieli po wieczne czasy odczuwać Barabaszowe okrucieństwo.

Patrząc na biczowanego Baranka Bożego, Żydzi krzyczeli: „Krew jego na nas i na dzieci nasze”. Ten straszny krzyk dotarł do tronu Boga, a wyrok wydany na samych siebie został zapisany w niebie. Ta modlitwa została wysłuchana, a krew Syna Bożego stała się wiecznym przekleństwem dla ich dzieci i wnuków.

Klątwa ta spełniła się przy zburzeniu Jerozolimy, jak również w warunkach życia żydowskiego narodu przez osiemnaście następnych stuleci. Naród ten stał się oderwaną od Krzewu Winnego latoroślą, martwą i bezpłodną, którą się zbiera i pali. Z kraju do kraju, przez cały świat, z wieku na wiek śmierć szła za ich występkiem i grzechem.

W straszliwy sposób wypełni się ta modlitwa w wielkim dniu sądu. Gdy Chrystus znów przyjdzie na ziemię, ludzie ujrzą Go nie jako więźnia otoczonego motłochem. Ujrzą Go jako Króla niebios. Chrystus przyjdzie w swej własnej chwale, w chwale swego Ojca i w chwale świętych aniołów. Będą Mu towarzyszyć niezliczone rzesze aniołów, pięknych i triumfujących synów Bożych, wyposażonych w niezrównany wdzięk i chwałę. Wówczas siądzie na swym tronie chwały, a przed Nim zebrane będą wszystkie narody. Wtedy ujrzy Go każde oko, także i ci, którzy Go przebili. W miejsce cierniowej korony będzie miał koronę chwały, a zamiast starej, purpurowej sukni szaty z tak lśniącej bieli, „jak ich żaden farbiarz na ziemi wybielić nie zdoła” MAR. 9,3. A na szacie i biodrach będzie miał wypisane imię: „Król królów i Pan panów” OBJ. 19,16. Ci, co naśmiewali się z Niego i bili Go, również tam się znajdą. Kapłani i dygnitarze ujrzą ponownie scenę, jaka się rozegrała w sali sądowej. Wszystkie wypadki staną przed nimi, jak gdyby wypisane ognistymi literami. Wówczas ci, którzy wołali: „Krew jego na nas i na dzieci nasze”, otrzymają odpowiedź na swoją modlitwę. Cały świat dowie się o tym i zrozumie. Wtedy oni, nieszczęsne, słabe i ograniczone istoty, zrozumieją, przeciw komu walczyli. W straszliwym cierpieniu i przerażeniu będą wówczas wołać do gór i skał: „Padnijcie na nas i zakryjcie nas przed obliczem tego, który siedzi na tronie, i przed gniewem Baranka, albowiem nastał ów wielki dzień ich gniewu, i któż się może ostać” OBJ. 6,16-17.

inne tematy z tej serii:
BÓG Z NAMI | WYPEŁNIENIE CZASU | DO CIEBIE ZBAWICIELU! | OFIAROWANIE | WIDZIELIŚMY BOWIEM GWIAZDĘ JEGO
WIELKANOCNA WIZYTA
| CHRZEST | WESELE W KANIE GALILEJSKIEJ | W JEGO ŚWIĄTYNI | NIKODEM | UWIĘZIENIE I ŚMIERĆ JANA
POWOŁAŁ ICH DWUNASTU
| KAZANIE NA GÓRZE | SETNIK | KTO TO BRACIA MOI? | ZAPROSZENIE | UMILKNIJ! UCISZ SIĘ! | DOTYK WIARY
DAJCIE WY IM JEŚĆ
| NOC NAD JEZIOREM | I ZOSTAŁ PRZEMIENIONY | BŁOGOSŁAWIENIE DZIECI | ŁAZARZU, WYJDŹ! | ZACHEUSZ
 UCZTA W DOMU SZYMONA | OTO KRÓL TWÓJ PRZYJDZIE | POTĘPIONY NARÓD | ŚWIĄTYNIA PONOWNIE OCZYSZCZONA
BIADA FARYZEUSZOM
| NA GÓRZE OLIWNEJ | SŁUGA SŁUG | NA PAMIĄTKĘ MOJĄ | GETSEMANE | PRZED ANNASZEM I W PAŁACU KAIFASZA
JUDASZ
| NA SĄDZIE U PIŁATA | GOLGOTA | WYKONAŁO SIĘ! | W GROBOWCU JÓZEFA | WSTAŁ Z MARTWYCH
CZEMU PŁACZESZ?
| DO OJCA MEGO I OJCA WASZEGO

 
   

[]

   
 

główna | pastor | lekarz | zielarz | rodzina | uzależnienia | kuchnia | sklep
radio
| tematy | książki | czytelnia | modlitwa | infoBiblia | pytania | studia | SMS-y
teksty | historia | księga gości | tapety | ułatwienia | technikalia | e-Biblia | lekcje
do pobrania
| mapa | szukaj | autorzy | nota prawna | zmiany | wyjście

 
 
 

© 1999-2003 NADZIEJA.PL sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Bank BPH II/O Warszawa, 10601015-320000744691