|
POCZUCIE
WŁASNEJ WARTOŚCI
Jedną z podstawowych potrzeb jakie istnieją w rodzinie jest
zrozumienie własnej prawdziwej wartości, a także wartości drugich.
Tylko wtedy, gdy rozwiniemy zdrową samoocenę, będziemy w stanie w
sposób pozytywny i wzbogacający funkcjonować
z tymi, którzy są wokoło nas i z sukcesem radzić sobie z gniewem,
konfliktami i depresją. Przyjrzyjmy się zatem
sprawom związanym z tym decydującym tematem.
Dziś wiadomo już dobrze, że sposób, w jaki radzą sobie pary,
atmosfera ich domu, powodzenie w ich małżeństwie zależy w dużym
stopniu od tego, co partner myśli o sobie samym, a także od tego,
gdzie zaczyna się prawdziwe porozumiewanie się, prawdziwy kontakt z
własną postawą względem siebie samych. Nawet pozornie największy
spokój w nas samych rozbija się o uczucie niepewności.
To prawda. Jeżeli nawet nie pojawi się to w sposób bardzo
drastyczny, uczucie to istnieje, i dlatego warto pomyśleć o tym, co
sądzicie o sobie samych. Jest to klucz do sukcesu waszego przyszłego
małżeństwa.
Wszyscy czasami doznajemy uczuć frustracji, niekompetencji i braku
poczucia własnej wartości. Czasami jest to coś tymczasowego. Być
może dzień był zły lub zrobiliśmy coś głupiego, co sprawiło, że
poczuliśmy się mniej inteligentni niż zwykle o sobie myślimy, a może
to zaniżone poczucie własnej wartości jest rzeczą bardziej stałą —
czymś, co towarzyszy nam od dzieciństwa.
Niektóre z rzeczy jakie miały miejsce w naszym życiu, mogą pomóc
poczuciu własnej wartości, w istocie jednak, nie gwarantują tego.
Jeżeli pochodzimy z ciepłego, wspierającego domu, gdzie było całe
mnóstwo uczuć widocznych między tatą i mamą, jest to pomocne. Jeżeli
mamy dobre wykształcenie, to pomaga. Wreszcie, jeżeli jest
wystarczająca ilość pieniędzy, aby mieć to, co w naszym pojęciu jest
nam potrzebne, względnie, jeżeli nauczono nas wdzięczności lub
jesteśmy wystarczająco zrównoważeni, jeżeli mamy talenty, wszystko
to z pewnością pomaga. Jest to poza jakąkolwiek dyskusją, ale z całą
pewnością nie gwarantuje zdrowego poczucia własnej wartości.
Czego zatem możemy oczekiwać, kiedy brakuje nam tego, poczucia
własnej wartości? Dlaczego myślimy, że jest to aż tak ważne dla
domu? Ponieważ w przypadku niskiego poczucia własnej wartości, będę
na przykład, albo wycofywać się albo walczyć, jeżeli wydarzy się coś
niedobrego. Niskie poczucie własnej wartości może dać mi napęd do
stania się kimś, może też spowodować moje wycofanie się i
rezygnację, albo sprawić, że będę miał ochotę zniknąć. Może
doprowadzić do przemocy, śmieszności lub smutku. []
Może doprowadzić do depresji i samobójstwa, jeżeli nie jesteśmy
wystarczająco ostrożni. Oczywiście, niezwykle ważne jest skąd bierze
się nasza samoocena. Jeżeli zastanowimy się nad własnym życiem,
własnym pochodzeniem, nad tym, co wnosimy do naszego przyszłego
związku, to opłaca się trochę o tym pomyśleć. Skąd pochodzę? Jakiego
rodzaju wzorce wkładano w moją głowę od dzieciństwa, jakie są
pierwsze moje wrażenia o sobie samym, które niosłem przez całe lata?
No cóż, to zwykle przychodzi od innych. To, skąd je dostajemy i co
nam się wydaje, że inni myślą o nas, jest niezwykle ważne. Daje nam
to wyobrażenie o nas samych, a pochodzi od naszych rodziców,
nauczycieli, przyjaciół lub nawet obcych na ulicy. Czasami ktoś
podejdzie do ciebie i powie z uśmiechem: „Rety, wyglądasz całkiem
jak twoja matka!” Wtedy czujesz się okropnie, bo jeśli jesteś —
powiedzmy — dorastającym chłopcem, to czy wyglądasz jak matka? Nie.
Wręcz przeciwnie, nie chcesz wyglądać jak twoja matka.
Nie. Żaden chłopiec nie chce wyglądać jak jego matka, chce raczej
wyglądać jak tata. Tata jest bohaterem. Myślę, że sposób, w jaki
ludzie na nas reagują, mówi nam, kiedy jesteśmy młodzi, albo
niedojrzali, jacy naprawdę jesteśmy.
Czy to nie dziwne, że tak często oceniamy innych na podstawie dwóch
rzeczy — urody i rozumu. Kiedy patrzymy na dziecko i reagujemy na
jeden z tych dwóch sposobów, to dziecko natychmiast podchwytuje tę
reakcję, i to pozostaje z nim na całe życie. Oto, gdzie wzrastało
jego poczucie wartości, tego, kim jest i czym jest i jak wiele
posiada wartości.
Jeżeli mam pozytywny stosunek do siebie, jeżeli akceptuję siebie,
wtedy potrafię być swobodny i cieszyć się życiem; ale jeżeli mam
wyraźne poczucie bezwartościowości, wtedy mam stałą potrzebę
udowadniania sobie, że tak nie jest. Mogę to robić przechwalając
się, może nawet używając przemocy, albo też sprowadzając każdą
dyskusję w której biorę udział do siebie, po to, aby coś udowodnić.
Nie mogę się wyciszyć
i posłuchać, co inni mają do powiedzenia.
A zatem, nasze własne wyobrażenie siebie, to, co myślimy o sobie,
pochodzi ze znaków, jakie otrzymaliśmy przez te wszystkie lata
dotychczasowego życia od innych ludzi. Jednak prawdziwe, głębokie
poczucie własnej wartości pochodzi od Boga. On nas stworzył, On za
nas umarł, i to jest miejsce, z którego w istocie pochodzi nasza
wartość. To jest miejsce, w którym otrzymujemy naszą osobowość. []
Gdyby nie Bóg, rzeczywiście nie bylibyśmy wiele warci, prawda? Jak
określa to autor księgi Hioba, bylibyśmy jak obłok, który „się
rozchodzi i znika”
JOB
7,9.
I gdyby nie ten wspaniały fakt, że Chrystus za nas umarł — stworzył
nas, a potem dla nas umarł — nie bylibyśmy wiele warci.
Problem w tym, że my gotowi jesteśmy to zaakceptować teologicznie,
akceptujemy to w naszych głowach, mówiąc: „Oczywiście, że Bóg mnie
stworzył, oczywiście, że Jezus umarł za mnie na krzyżu” i pozostaje
to nadal akademicką dyskusją. Gdybyśmy mogli to rzeczywiście
zaakceptować, nie dalibyśmy się porwać tej żałosnej filozofii typu:
„Jestem robakiem, jestem pionkiem, jestem zerem, jestem nikim,
jestem niczym”. To nie jest prawda, to nie jest Boża droga dla nas.
Jesteśmy ważni. Chrystus za nas umarł!
Jest kilka rzeczy, które mogą nam dopomóc znacząco w tej materii.
Jedna znajduje się w książce „Życie Jezusa”, gdzie napisano: „Pan
jest zawiedziony, gdy jego lud nisko siebie ceni. Pragnie, aby jego
wybrane dziedzictwo ceniło siebie odpowiednio do ceny, jaką za nie
dał”. Czy chcecie wiedzieć, ile rzeczywiście jesteście warci?
Pomyślcie, zatem, ile ciężkiej pracy wkłada szatan, aby przeciągnąć
was na swoją stronę. Nie zasypuje gruszek w popiele, aby was dopaść.
A to mówi nam, że musimy być cenni w oczach Boga.
Jeżeli akceptujemy to w tak zdrowy sposób, w jaki Bóg to akceptuje,
możemy zapomnieć o sobie. Nie musimy stale próbować udowadniać
sobie, kim jesteśmy. Kiedy akceptuję siebie, potrafię o sobie
zapomnieć i mogę słuchać ciebie, i mogę starać się zrozumieć drugą
osobę. Jest to prawdopodobnie jedna z najważniejszych koncepcji
budowania zdrowego związku małżeńskiego. Jeżeli stale muszę coś
sobie udowadniać — po to, by ugruntować moją
własną tożsamość i wartość — wtedy nie mogę zbudować dobrych
kontaktów ze swym partnerem. Jeżeli natomiast uda mi się zapomnieć o
sobie i słuchać uważnie tę drugą osobę, wtedy będę czerpał o wiele
bogatsze korzyści z małżeństwa, a także pomogę stworzyć zdrowe
warunki we własnym domu.
Walter Trobish mówi, że każdy kto nie kocha siebie, jest egoistą. To
prawda, że możemy darzyć siebie miłością samolubną, sprawiając, że
wszystko będzie krążyć wokół nas, albo też kochać siebie
bezinteresownie. Możemy zaakceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy
i przez to pokochać innych. I tutaj zderzamy się z problemem, bo gdy
zaczynamy mówić o poczuciu własnego „ja”, zaczynamy czuć się
niezręcznie. Natychmiast mówimy: „Zaczekaj chwilę, pycha jest
grzechem i rzeczywistym problemem”, i bardzo się obawiamy pychy,
zresztą słusznie. Jaka jest, zatem różnica pomiędzy pychą a danym
przez Boga zdrowym poczuciem własnej wartości?
No cóż, po pierwsze pycha jest zdecydowanie porównywaniem siebie z
innymi. Jeżeli ja stale porównuję siebie z kimś
innym, to jest to pycha! []
Podoba mi się, co apostoł Paweł mówi w Liście do Galacjan 6,4.5:
„Każdy zaś niech bada własne postępowanie, a wtedy
będzie miał uzasadnienie chluby wyłącznie w sobie samym, a nie w
porównaniu z drugim. Albowiem każdy własny ciężar poniesie”. A pycha
przychodzi, gdy zaczynam porównywać siebie z kimś drugim.
„Wiesz, moja praca jest ważniejsza od twojej”.
„Nie, nie jest! Moja jest ważniejsza od twojej!”
„Mój dom jest lepszy od twojego...”
„Nie, to mój dom jest lepszy od twojego!”
No, dobrze, myśl jest następująca: jeżeli stale porównuję siebie z
kimkolwiek innym, popadam w taki sposób myślenia, jaki cechował
Lucyfera, gdy powiedział: „Będę najwyższy”. I to była ta postawa,
która w efekcie pozbawiła go nieba. Kiedy mówimy: „Z pewnością
jestem uczciwszy od niego, albo z pewnością zrobię to lepiej niż ona
zrobiła, czy on ...”, dokonujemy porównania siebie z kimś innym i
stawiamy siebie ponad tę osobę. I to jest złe.
To czyni pychę rzeczą odrażającą, ale zdrowe, dane przez Boga,
poczucie własnej wartości przychodzi poprzez wdzięczność, poczucie
bezinteresowności, rozpoznanie, jakie ja mam znaczenie, skoro Bóg
jest zainteresowany mną, że Bóg dał mi talenty, a ja oddaję Mu
chwałę. W taki sposób uznaję Boga, ale nie poniżam siebie. Nie
wciskam siebie do kąta. Nie mówię: „Nie jestem nic wart” i nie
popadam w inne ekstrema, próbując udowodnić sobie przez cały czas,
kim to ja naprawdę jestem.
W Biblii znajduje się mnóstwo przykładów pychy, ludzi o braku
poczucia własnej wartości, ale także i takich, które pokazują skąd
się biorą prawidłowe uczucia dotyczące naszej samooceny.
Przypuszczam, że parą w sposób najbardziej rażący, pokazującą pychę,
byli Haman i Nebukadnezar. To oni mieli postawę typu: „Patrz, to
wielka rzecz, jakiej dokonałem”. W przypadku Hamana, kiedy król
przyszedł, aby zapytać go, co mógłby zrobić, aby uhonorować pewną
osobę, którą król chce wyróżnić, jedyną myślą Hamana był on sam.
Nigdy nie pomyślał, że król mógłby uhonorować kogokolwiek innego,
poza nim. I oczywiście, końcowe wydarzenia z życia Hamana były
bardzo podniosłe, ale też bardzo przemawiające, dokąd to pycha nas
prowadzi. []
Innym, interesującym przykładem jest Mojżesz. Mojżesz był rodzajem
wahadła. Wystartował mając wszystko. Miał dobre wykształcenie, siłę,
miał pieniądze i zapowiedź życia typu „zrób to sam”. Miał zamiar
zostać przywódcą Izraela na własną rękę. Chciał pokazać swoje
przywództwo przez użycie siły. A następnie, jako zbieg, uciekł na
pustynię, gdzie popadł w następną skrajność. Miał bardzo silne
uczucie niższości i nieśmiałości, i spierał się z Bogiem.
Tekst z drugiej księgi Mojżeszowej 4,14 mówi: „A wtedy rozgniewał
się Pan na Mojżesza...” Dlaczego? Ponieważ popadał z jednej
skrajności w drugą. Ale Bóg mógł go użyć dopiero wtedy, gdy Mojżesz
stał się chętny, kiedy Mojżesz rozpoznał, że z Bogiem będzie
niezwyciężony.
Czy to nie jest interesujące, że większość wielkich mężów Biblii i
historii musiało udać się na pustynię, aby spędzić samotnie trochę
czasu z Bogiem, z własnymi myślami. Podoba mi się to. Myślę, że
musieli oni odnaleźć samych siebie, i być może my wszyscy, nawet
przed zawarciem związku małżeńskiego, a zwłaszcza wtedy, gdy później
nadejdą wstrząsy, potrzebujemy zatrzymać się i przemyśleć sprawy.
Zamiast obwiniania i oskarżania innych, powinniśmy odnaleźć siebie.
Jest jeszcze inny przykład, o którym myślę, że jest absolutnie
bezcenny, a jest nim Piotr. Piotr, porywczy, prawie zawsze mówiący
bezcelowo, pod wpływem impulsu chwili, zawsze gotowy poprawiać
innych, gotowy do wyrażania swoich myśli, zanim sam wiedział, co
faktycznie chce powiedzieć. Taki był Piotr zanim upadł i zanim się
rzeczywiście nawrócił. A dzisiaj jest wciąż wielu takich Piotrów,
którzy startują z tej pozycji.
Ciekawe, czy Piotr musiał z tym wszystkim walczyć po swoim upadku.
Czy nie wydaje ci się, że właśnie ta rzecz odmieniła Piotra? Lubię
wspominać scenę znad jeziora Galilejskiego. Uczniowie znajdują się w
łodzi, łowiąc ryby, ale jeszcze niczego nie złowili; i nagle, na
brzegu, pojawia się Pan. Uczniowie nie wiedzą, że to On, gdy woła do
nich, mówiąc: „Czy złapaliście już coś?” Odpowiadają: „Nie”.
„Zarzućcie, więc swoje sieci po drugiej stronie łodzi”. Robią tak, i
w tym momencie Jan zdaje sobie sprawę, że to jest Pan Jezus, mówi
więc: „Piotrze, to jest Pan.” Piotr wyskakuje z łodzi, biegnie przez
wodę, upada na kolana przed swoim Zbawicielem. Nagle obraca się i widzi
swoich towarzyszy, swoich kolegów, wyciągających z wody sieci
wypełnione rybami, rzuca się z powrotem do wody w kierunku łodzi,
aby pomóc swoim przyjaciołom. To taka trąba powietrzna aktywności
bez odrobiny myśli.
Ale nawrócony Piotr stał się zupełnie inną osobą. Lubię myśl, że
Piotr nie stracił swojej werwy, zapału, i myślę, że jest
to ważna rzecz, aby ją zapamiętać: jest takie stwierdzenie opisujące
Piotra po tym jak zrozumiał, że jest osobą wartościową, za która
umarł Jezus. Powiedziane jest tam, że nie był już więcej porywczy,
pewny siebie i niezrównoważony uczuciowo.
Jakim zatem był? Trzy rzeczy opisują „nowego” Piotra: spokój,
opanowanie i gotowość uczenia się. []
Podoba mi się to. Jaka jest różnica pomiędzy poczuciem własnej
wartości a szacunkiem do samego siebie? Myślę, że różnica jest w
samych terminach. Powiedzieliśmy już, że poczucie własnej wartości
pochodzi od Boga i że powinniśmy
zaakceptować ten fakt w kategoriach więcej niż teologicznych.
Powinniśmy pozwolić tej myśli zmienić nasze życie.
Istotnie, istnieją trzy terminy i każdy z nich jest odrobinę różny i
dodaje nowego wymiaru. Własne wyobrażenie jest tym, co w naszym
pojęciu myślą o nas inni ludzie. Poczucie własnej wartości, o którym
właśnie mówiliśmy, pochodzi tylko od Boga, nie od kogoś innego.
A szacunek do samego siebie pochodzi ze znajomości własnej osoby.
Wtedy wiem, czy postępuję uczciwie z innymi
ludźmi, z sobą samym, czy też jestem sztuczny.
I jeżeli wiem o tym w swoim sercu, że udaję, że żyję za jakąś
fasadą, że jestem rzeczywiście nieprawdziwy, wtedy nie mogę mieć do
siebie szacunku.
Zilustruję to. Jeżeli dzisiaj staram się, aby każdy uwierzył, że
jestem wzrastającym chrześcijaninem, nie doskonałym, ale
wzrastającym, a następnie, wieczorem po powrocie do domu wyciągnęłam
spod materaca magazyn pornograficzny, albo jakąś pikantną powieść,
albo być może siedzę do późnej nocy przed telewizorem oglądając
nocny program rozrywkowy, nie ma sposobu, abym spojrzał na siebie w
lustrze następnego poranka i miał szacunek do samego siebie. Ten
rodzaj postępowania nie pasuje do moich wartości.
Dlaczego mówimy o takich sprawach? Po co mówić o poczuciu własnej
wartości, szacunku do samego siebie, o własnym wyobrażeniu siebie?
Dlaczego powinniście o tym mówić, gdy jesteście gotowi do
zbliżającego się ślubu? Po prostu dlatego, że jest to podstawa
waszych kontaktów z rodziną, którą zamierzacie stworzyć, nowego
domu, który zakładacie. Czy mam zamiar stawiać czoła swemu
współmałżonkowi, mojej rodzinie z nienasyconymi żądaniami, aby
musieli mi dawać, dawać, i dawać? Czy mam zamiar żądać miłości i nie
wykazywać woli lub możności oddawania jej w pełni? W jaki sposób
moje relacje z rodziną są uzależnione od tego, co myślę o sobie? []
Równie wiele do zrobienia jest w sprawie naszych kontaktów z
przyjaciółmi. I z całą pewnością, powinniśmy zaliczyć do tej
kategorii członków naszej rodziny. Jesteśmy przyjaciółmi, ale jeżeli
nie lubię siebie, czy mogę polubić lub kochać kogokolwiek innego? I
jeżeli nie lubię siebie, jeżeli siebie nie akceptuję, czy będę w
stanie nie myśleć o sobie na tyle długo, by w tym czasie móc
zrozumieć inną osobę — spróbować posłuchać, co ta osoba mówi?
Sprawa poczucia własnej wartości, naszego szacunku do samych siebie
i wypracowania wyobrażenia jakie o sobie mamy, może uczynić wiele w
naszych kontaktach z Bogiem. Inaczej mówiąc, chodzi o to, czy mam
zamiar utrzymywać swój wzrost duchowy w zdrowy i mocny sposób, czy
też nie? Jeżeli nie lubię siebie, prawdopodobnie będę oskarżał Boga
w ten lub inny sposób. Nie będę akceptował Jego miłości do siebie,
będę się Go bał jakimś irracjonalnym rodzajem lęku, a ludzie, którzy
są krańcowo surowi i praworządni, będą mieli skłonności do bycia
takimi właśnie. Nie dojdą do porozumienia ze swoimi własnymi
pojęciami o sobie.
Mędrzec Salomon mówi nam, że niewinne życie przynosi bezpieczeństwo.
W innej wersji tłumaczenia mówi się, że uczciwi ludzie są bezpieczni
i spokojni. Sądzę, że posługując się trochę innym językiem, chodzi
tu o osobę, która ma dobre, prawdziwe poczucie własnej wartości.
Jest to zarazem uczucie spokoju i bezpieczeństwa w Panu. A dobrze
jest mieć obok siebie spokojną osobę. Ponieważ spokojna osoba jest
dobrym słuchaczem. Dobry słuchacz jest błogosławieństwem w
małżeństwie, jednak to oboje małżonkowie powinni być dobrymi
słuchaczami.
Dotykamy tu całej dziedziny porozumiewania się, która jest punktem
wyjściowym nauki o tym, jak rozmawiać, a nawet
jest czymś więcej. To, czego naprawdę nam potrzeba, czego powinniśmy
się nauczyć, to jest słuchanie, jak słuchać. Dobry słuchacz może
ożywić innych ludzi, może próbować ich rozumieć, może pomóc innym
poczuć się docenionymi i kochanymi, może okazać się bardziej
zatroskany innymi niż sobą.
W księdze Przypowieści Salomona tak czytamy: „Kto oszczędza swych
słów, jest rozsądny, a kto zachowuje spokój ducha, jest roztropny”
PRZYP. SAL. 17,27.
Podoba mi się to. Spokojna osoba jest także do zaakceptowania przez
innych – nie jest napastliwa, nie jest krytyczna, nie osądza, nie
jest zawistna czy złośliwa. Masa plotek, pomówień, pochodzi wprost z
uczucia niepokoju, jaki mamy, gdy brak nam dobrego poczucia własnej
wartości.
A teraz, na koniec, zastanówmy się jeszcze nad tym, jak zdobyć
silniejsze i zdrowsze poczucie własnej wartości. Jak możemy rozwinąć
poczucie własnej godności? Jak możemy wykreować taki sposób naszego
myślenia, który będzie powodował lepszą atmosferę naszego domu? No
cóż, najpierw musimy zwyczajnie uwierzyć, że Bóg jest naprawdę
naszym Stworzycielem i że On za nas umarł. To nie jest teologia, to
jest nasze dziedzictwo i to naprawdę zmienia nasze życie. []
Tego właśnie doświadczył Piotr. Wtedy, gdy w końcu zrozumiał, że
Jezus był nie tylko Przyjacielem, ale także jego Stworzycielem i
Odkupicielem. Ta świadomość, to poznanie, przyniosło mu uczucie
spokoju i opanowania, uczucie, że Bóg jest przy nim. Jednak to musi
stać się codziennością. Jest to stale wzrastająca, osobista łączność
z Panem Bogiem. Nie sądzę, aby istniało coś innego, co mogłoby dać
nam głębsze poczucie własnej wartości niż to właśnie. Drugą stroną
tego zagadnienia jest to, że mamy potrzebę bycia szczerymi,
prawdziwymi, aby móc odgrywać swoją rolę w sposób prosty i
naturalny. Nasze bycie „sobą” jest pozbawione fasady, nabytej maski,
cokolwiek to mogłoby oznaczać. Pomiędzy nami w małżeństwie, nie stoi
żaden mur, nagle możemy rozmawiać o sprawach wielkiej wagi, którymi
— jak odkrywa to wiele par — dotąd nie potrafiliśmy się dzielić. Czy
nie jest to zdumiewające, jak wiele par przyznaje, że każde z nich,
z osobna, może rozmawiać ze swoimi przyjaciółmi o rzeczach, o
których nigdy nie mówią ze sobą?
Jakże często dzieje się tak, że kiedy chcemy dokonać zmian w naszym
własnym życiu, próbujemy zrobić to od zewnątrz. Nakładamy coś na
kształt okleiny, jakiś rodzaj dziwnego uśmieszku, który w naszym
pojęciu wyraża szczęście. To jest sztuczne. Taka zmiana powinna
pochodzić z naszego wnętrza i wydostawać się z niego.
Tak więc, wydaje mi się, że to, o czym tutaj mówimy w tak praktyczny
sposób, jest następną zasadą rozwijania poczucia własnej wartości i
własnej godności, że współmałżonek, mężowie i żony potrzebują zaraz,
od samego początku swego pożycia, zawarcia umowy pomiędzy sobą, że
nie będą ukrywać przed sobą czegokolwiek, że będą otwarci, że nie
będą atakować i krytykować siebie nawzajem, ale że wszystkim będą
dzielić się ze sobą. Żony nie powinny mieć przed swoimi mężami
tajemnic, o których mówią innym osobom. Podobnie mężowie nie powinni
trzymać w tajemnicy przed żonami spraw, jakimi dzielą się z innymi.
Jest to zasada, za którą warto podążać.
Jest jeszcze jeden obszar, o którym myślę, że jest ważny, a to ten,
kiedy uczymy się być kochanymi. Jest zadziwiające, jak wielu ludzi
obawia się sytuacji, gdy ktoś się o nich troszczy albo ich kocha,
jakby nie zasługiwali na to, by ich kochano. Kiedy przychodzi
uczucie, ludzie tacy zamykają się. Musimy nauczyć się jak akceptować
miłość. Musimy nauczyć się przyjmować komplementy od naszych
współmałżonków. []
W dzieleniu się, dawaniu miłości, tkwi jakaś wielka siła, ale
zastanawiam się, czy przypadkiem nie ma więcej mocy wtedy, gdy
nauczymy się akceptować miłość, otrzymywać ją od kogoś innego. To
jest tak jak z matką, która otrzymuje bukiet kwiatów od swoich
dorosłych dzieci, i mówi: „Och, mówiłam im przecież, że nie powinni
tego robić”.
Albo, kiedy masz na sobie nową sukienkę, albo nosisz sukienkę,
której jakiś czas nie widziałem, wtedy mówię: „Hej, kochanie, podoba
mi się ta sukienka”, a ty odpowiadasz: „To stara szmata, powinnam ją
była wyrzucić”. To jest właśnie brak zdolności do akceptowania
komplementów. Świadomość uznania, jakie mają dla nas inni ludzie i próbują
je wyrazić, bycie za to wdzięcznym bez nadymania się i popadania w
pychę, jest darem wartym kultywowania.
Ale odwróćmy teraz monetę. Spójrzmy na jej drugą stronę. Pozwólmy
sobie także na obietnicę, jedno drugiemu, że będziemy otwarcie
wyrażać wszystkie nasze uczucia. To z pewnością buduje poczucie
własnej wartości i godności u obojga małżonków. Jakże zadziwia, ilu
młodych ludzi mówi nam, że nigdy nie widzieli jakichkolwiek uczuć
między ojcem i matką? Jakie to smutne. Myślę, że zarówno dla zdrowia
naszych wspólnych kontaktów, jak i dla naszych dzieci, aby mogły
widzieć w nas parę, która szczerze się kocha i daje im ciepło,
poczucie bezpieczeństwa, powinniśmy się zgodzić na otwarte
okazywanie naszej miłości.
Bóg próbuje pokazać nam siebie poprzez miłość, jaką wyrażamy sobie
nawzajem. Istotnie, książka „Droga do Chrystusa” mówi nam, że Bóg
próbuje pokazać nam siebie przez najbliższe, najdelikatniejsze
ziemskie więzi, a z pewnością
są to więzi pomiędzy mężem i żoną, rodzicami i dziećmi.
Tak więc, przyjacielu, co myślisz o sobie? Że jest straszliwie dużo
do zrobienia z tym sukcesem, szczęściem i bliskością
w twoim zbliżającym się małżeństwie? Masz rację. Ale warto się tym
zająć. Niech Bóg obficie Ci błogosławi. []
|
|