|
CZY WYRZUCIĆ FORTEPIAN?
Istnieje wiele rzeczy dobrych, które mogą jednocześnie — w nadmiarze
— oddziaływać na nas niekorzystnie. Sytuacja taka zachodzi w
przypadku nadmiaru jedzenia,
leków, pracy, a także snu. Można zatem wywnioskować, iż
najważniejsze są dla nas właściwe
ich proporcje. Jednym z wielu takich elementów jest muzyka...
Pierwszy nasz kontakt z muzyką ma miejsce już w życiu płodowym.
Jeśli czytając ten artykuł słuchasz jednocześnie radia, to spróbuj
na moment ustawić pokrętłem głośność na taki poziom, aby Twój sąsiad
zza ściany również je słyszał. Możemy w takim wypadku mówić o
głośności rzędu 60 dB (decybeli). Głośność rzędu 70—90 dB
charakteryzuje pracę młota pneumatycznego. Wysłuchiwanie takiego
hałasu nie należy do przyjemności. A tymczasem, już będąc w łonie
matki, słuchając jej wnętrza — mieliśmy do czynienia z głośnością 70
dB, a podczas porodu — aż 100 dB!
Okazuje się, że stymulatorem sprawnej działalności OUN (ośrodkowego
układu nerwowego) są właśnie sygnały dźwiękowe. Dzięki nim tak
doskonale rozwija się nasz umysł w życiu płodowym. Gdyby dziecko w
łonie matki miało wybierać, co woli — słuch czy wzrok —
prawdopodobnie szybko opowiedziałoby się za słuchem.
Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielki i dalekosiężny
wpływ mają na nas dźwięki. Oddziaływają nie tylko na korę mózgu — to
działanie nie istnieje podczas naszego snu lub narkozy; działają
także na układ brzeżny, twór siatkowaty i podwzgórze — bez względu
na to, czy czuwamy czy też śpimy.
Często — zasypiając przed telewizorem, a wiec zupełnie nie
kontrolując muzyki i treści, które docierają do naszej
podświadomości — nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielki wpływ
wywiera to na nas!
Układ brzeżny jest odpowiedzialny za pracę większości naszych
narządów wewnętrznych. Jeśli dźwięki działają na ten układ —
działają również na narządy wewnętrzne. Twór siatkowaty
odpowiada za pracę naszych mięśni. I znowu — skoro dźwięki
oddziaływają na ów twór, muszą również mieć wpływ na stan naszych
mięśni. Natomiast podwzgórze ma bezpośredni wpływ na pracę
przysadki mózgowej; przysadka stymuluje wydzielanie wszystkich
hormonów w gruczołach dokrewnych. A hormony te mają m. in. wpływ na
nasz temperament, zamiłowania, zachowanie i stosunek do otoczenia.
Dźwięki działając na podwzgórze kształtują wiec równocześnie
wszystkie te elementy naszego ja. I wszystko to dzieje się niejako
za naszymi plecami — nawet, gdy śpimy.
„Skoro dźwięki maja na nas tak wielki wpływ, należałoby się
zastanowić, czy nie mogą nam szkodzić” — powie ktoś zapewne. I
będzie to słuszny wniosek. Muzyka może mieć bowiem na nas ogromny
wpływ. Ogromnie dobry lub ogromnie zły. []
Weźmy np. pod uwagę harmonię. Napięcie wytworzone w
kulminacyjnych partiach utworów przez dźwięki wysokie lub niskie
jest podbudowane przez harmonię: odpowiednie akordy następujące po
sobie w ściśle określonej kolejności. Jednak czyste akordy zdarzają
się niezwykle rzadko we współczesnej muzyce. Dzisiaj słuchamy
utworów wypełnionych po brzegi dysonansami i nie razi nas to.
Kompozytorzy sprytnie wplatają „obce dźwięki” do czystych akordów
tak, aby było to dla nas niezauważalne. Nie zwracamy uwagi na
dysonanse, ale one docierają do naszego ciała. A ono nie potrafi
rozróżnić napięcia w muzyce (np. filmowej) od rzeczywistego lęku.
Również rytm — drugi element muzyki ma niewątpliwy wpływ na
zdrowie i samopoczucie człowieka. Nasze ciała maja swoje własne
rytmy, związane z impulsami elektrycznymi powstającymi w mózgu, z
seksem, z pracą serca, płuc, żołądka. Zdarza się, że rytm zawarty w
muzyce zakłóca owe naturalne rytmy. Może doprowadzić — w zależności
od częstotliwości — do przyśpieszenia tętna, zdenerwowania, przeżyć
seksualnych, a także — hipnotycznego snu.
O wpływie dynamiki w muzyce chyba nie muszę nikogo
przekonywać. Wiedzą o tym najlepiej ci, którzy z powodu hałasu
cierpią na bezsenność.
Wiemy więc, że muzyka wpływa na każdy organ naszego ciała. Wiemy
też, że może być to wpływ niezwykle zgubny. Czy dobrym więc
wnioskiem będzie propozycja wyrzucenia z domu fortepianu, wszelkich
nagrań, kaset, płyt i dysków? Otóż — nie. Bo muzyka może mieć na nas
również bardzo dobry wpływ. W Australii muzyka używana jest w
celu zmniejszenia śmiertelności. Istnieją specjalne programy
muzyczne dla kierowców, studentów. W wielu krajach stosuje się
muzykę, by zatrzymać klienta w sklepie, czy restauracji. W USA
zauważono szybszy rozwój roślin pod wpływem muzyki, odpowiednią
muzykę stosuje się także na fermach, w hodowli krów, w fabrykach —
wszystko po to, by zwiększyć produkcję. I daje to efekty!
Również w medycynie coraz bardziej rozpowszechnia się
zastosowanie muzyki w terapii. Ma ona bowiem wpływ na system
trawienny, zdolność koncentracji, pracę mózgu, ciśnienie tętnicze,
układ krwionośny, podatność skóry na bodźce zewnętrzne, ilość
hormonów, puls, oddech... Muzykoterapia wkracza również — jako
element pomocniczy — do sal operacyjnych.
Dobre, złe wpływy... czy nie należałoby teraz podać listę utworów,
których należy słuchać i drugą — z tymi, które „zakazane”? Nie
zrobię tego — z wielu względów. Ta sama muzyka na każdego może
oddziaływać inaczej. Wybór należy do każdego z nas. |
|