|
„I nazwali
Barnabę Zeusem, Pawła zaś Hermesem, ponieważ on był głównym mówcą. A
kapłan podmiejskiej świątyni Zeusa (...) chciał wraz z ludem złożyć
ofiarę. Gdy to usłyszeli apostołowie Barnaba i Paweł, rozdarli szaty swoje
i wpadli między tłum, krzycząc i wołając: Ludzie, co robicie? I my
jesteśmy tylko ludźmi, takimi jak i wy, zwiastujemy wam dobrą nowinę,
abyście się odwrócili od tych marnych rzeczy do Boga żywego, który
stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich jest”
DZ. AP.
14,12-15.
Wszelki kult
człowieka jest obcy Pismu Świętemu, księdze, którą posługiwali się
apostołowie w swoim ewangelicznym nauczaniu. Obcy — to zbyt skromnie
powiedziane. Gwałtowna reakcja apostołów, rozdarcie szat wskazują, jak
wielkie było ich oburzenie na to bluźnierstwo. Ich znajomość człowieka
oparta na księgach historycznych i prorockich Pisma Świętego wskazywała,
jak wielce niedoskonałym jest człowiek. Ukazani w tej księdze najwięksi
bohaterowie wiary — Abraham, Mojżesz, Dawid, Piotr, Jan, Paweł i wielu
innych mężów Bożych — to ludzie, których cechowały wielkie wzloty i
upadki. Nieprzypadkowo apostoł Paweł w swoim liście ostrzegał chrześcijan
w Koryncie: „Kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł”, a następnie
dodaje: „Przeto, najmilsi moi, uciekajcie od bałwochwalstwa”
1
KOR. 10,12.14.
Łatwo jest bowiem człowiekowi wpaść w samouwielbienie lub w zachwyt nad
inną osobą.
Zasadą,
wyniesioną ze studiowania świętych ksiąg i przyjętą przez pierwszych
chrześcijan, było oddawanie Bogu jedynie Jemu należnej czci i uwielbienia.
Tylko Chrystus godzien jest naśladowania. Kim jest człowiek, by się nim
zachwycać? Któż zna jego serce i pobudki, jakimi się kieruje w życiu?
Nawet dla samego siebie człowiek jest zagadką.
Chrześcijanin to zarówno święty, jak i grzesznik — dodaje znany reformator
Kościoła. Pismo Święte obnaża złożoność natury człowieka, dlatego
nowotestamentowi święci to ci, którzy przyjęli Chrystusa i prowadzili
życie według jego wskazówek. Do świętych żyjących w Rzymie, Koryncie,
Efezie i wielu innych miastach kierował apostoł Paweł swoje listy. Nie
były to jakieś szczególne jednostki, nie znamy ich z imienia. Byli to
chrześcijanie, którzy prowadzili normalne życie, a zarazem poważnie
traktowali wolę Bożą jako wytyczną dla swojego życia.
W okresie
prześladowań określenie „święci” coraz częściej odnosiło się do tych,
którzy wiernie trwali przy swoich przekonaniach, nawet wówczas, gdy
musieli własnym życiem zapłacić za posłuszeństwo woli Bożej. Wraz z
pierwszymi ofiarami pojawiają się opisy ich wytrwałości w wierze, które
miały być zachętą dla innych. Niektórzy historycy uważają, że zapewne
napisano ich dużo, chociaż niewiele z nich pozostało. Władze bowiem,
znając niebezpieczeństwo wynikające ze studiowania tego rodzaju
literatury, utrudniały dostęp do akt, „wyłapywały” z sali posiedzeń oraz
likwidowały podczas rewizji wszelkie zapiski. Rzekomo resztki tych opisów
miały zaginąć podczas ostatniego prześladowania za cesarza Dioklecjana
[1]. Nie można wykluczyć, że tak się rzecz miała. Faktem jednak jest, że
po opisie śmierci diakona Szczepana, znajdującym się w Dziejach
Apostolskich, następny taki opis pojawia się w połowie drugiego wieku.
Jest to znany wielu czytelnikom opis śmierci Polikarpa ze Smyrny. []
W obu tych
wczesnych opisach nie ma mowy o jakimkolwiek kulcie męczenników, nie ma
mowy o żadnych cudach czy kulcie ich szczątek. Wręcz przeciwnie. W opisie
śmierci Polikarpa znajduje się stwierdzenie: „Nie możemy oddawać kultu
nikomu innemu [poza Chrystusem]. Jemu składamy hołd naszej adoracji, gdyż
jest Synem Bożym, męczenników zaś kochamy jako uczniów i naśladowców Pana,
a jest to rzeczą słuszną, gdyż w stopniu niezrównanym oddali się oni na
służbę swojemu Królowi i Mistrzowi. Obyśmy i my również mogli stać się ich
towarzyszami i współuczniami” [2].
Katoliccy
historycy z pewnych sformułowań, użytych w opisie śmierci Polikarpa ze
Smyrny wyciągają wniosek, że istniał kult świętych zbliżony do
współczesnego, a nawet dopatrują się sformułowanej zasady tego kultu [3].
Jednak dla wielu historyków, w tym także polskich, wnioski te są zbyt
pochopne. Profesor Ewa Wipszycka bardzo krytycznie patrzy na te znaczące
dla niektórych fragmenty: „Utwory tego rodzaju, krążące w odpisach,
(...) podlegały rozmaitym przeróbkom redakcyjnym, upiększano je,
rozbudowywano lub dodawano do nich rozważania na tematy poprzednio
drugorzędne, a nabierające wagi z upływem czasu. Były to zwykłe koleje
dzieł literackich, które jednak nie należały do kategorii literatury
klasycznej, a więc szkolnej, bądź tekstów świętych, traktowanych z
najwyższym respektem jako słowo Ducha Świętego” [4]. Ale nawet nie
kwestionując wiarygodności tych fragmentów, trudno jest wyciągnąć wniosek
o istnieniu takiego kultu, który się rozwinął w następnych stuleciach.
Wiele
opowiadań o świętych męczennikach, o cudach, jakie towarzyszyły ich
doczesnym szczątkom, pochodzi z czwartego i następnych wieków. Po okresie
prześladowań powstaje ogromna liczba życiorysów świętych. „Na ogół
charakteryzuje je pogoń za cudami i nadzwyczajnością, eksponowanie
dramatyczności i straszliwości męczeństwa, kontrast świętości i czarnych
typów (oprawców i sędziów), nie kończące się mowy, fantastyczne
nawrócenia” [5].
Kult
świętych męczenników — połączony z wiarą w ich nadzwyczajną moc, która
rzekomo towarzyszyła im za życia, a także ich szczątkom po śmierci —
rozwinął się z niebywałą szybkością w czwartym wieku, gdy chrześcijaństwo
stało się religią nie tylko tolerowaną, ale też religią rodziny
cesarskiej, zainteresowanej jej krzewieniem. Ta nowa religia według
zamiaru władców miała być czynnikiem cementującym rozbite cesarstwo.
Chrześcijaństwo z religii elitarnej wkrótce miało się przekształcić w
religię powszechną. Łatwiej jest jednak ochrzcić człowieka niż zmienić
jego przyzwyczajenia, nawyki i przez wiele stuleci zakorzenione
przekonania religijne. []
Zaistniały
synkretyzm religijny nie sprzyjał pielęgnowaniu czystej nauki Chrystusa,
wyrosłej na gruncie żydowskiego monoteizmu. Powszechny w starożytnym
świecie kult zmarłych i herosów z trudem zmieniał swą postać. Nadal, jak
przez wiele dziesięcioleci, starodawnym pogańskim zwyczajem, przynoszono
na grób zmarłych pokarmy.
O swojej
matce, chrześcijance, biskup Hippony Augustyn napisał we wspomnieniach, iż
przynosiła na groby męczenników placki, chleb i wino. Pochwalił ją za
umiar w piciu wina przy grobach. „Wypijała tylko tyle, ile wypadało
wypić. Jeśli trzeba było uczcić w ten sposób wiele grobów, na każdy z nich
niosła tę samą czarkę z winem” [6].
Nie wszyscy
zachowywali się z takim umiarem. W relacjach starożytnych mowa jest o
pijaństwie, kłótliwości, a nawet wyuzdanej zmysłowości w miejscach
pochówku świętych męczenników. Różnymi sposobami zwalczano te pogańskie
zwyczaje. Augustyn wspomina, że pewnego razu odźwierny po prostu nie
wpuścił jego matki na cmentarz. Mimo to wyznawcy chrześcijaństwa w
następnych stuleciach rzadko zbliżali się do grobu męczenników z pustymi
rękoma. Ofiary przynoszono nadal, lecz były to dary ze złota i
szlachetnych kamieni, które składano na grobach męczenników w okazałych
świątyniach.
Wielu
biskupów, czyli tych chrześcijan, którzy stali na czele lokalnych
Kościołów, przyzwalało na niektóre pogańskie zachowania, obce naukom Pisma
Świętego, za cenę możliwości jak największego oddziaływania na lud. Z pism
pochodzących z czwartego wieku wynika, że istniała zgodność w działaniu
ówczesnych biskupów i władców świeckich. Tolerowana, a nawet podtrzymywana
przez wielu kapłanów, była wiara w cudowną moc doczesnych szczątków
męczenników, a także przedmiotów do nich należących.
Również cesarze gromadzili szczątki zmarłych świętych lub przedmioty im
towarzyszące za życia i składali je w odpowiednio wyeksponowanych świętych
miejscach, by stworzyć kult, do którego lud, dotychczas wychowany w
pogaństwie, łatwo mógł przywyknąć.
Wiek czwarty
to także okres narodzin kultu relikwii. Poszukiwaniom różnych szczątków po
zmarłych apostołach i prorokach towarzyszą liczne opowiadania o rzekomych
cudach, zwłaszcza uzdrowieniach, które towarzyszyły odnalezionym
relikwiom.
Dzięki historykowi Euzebiuszowi mamy relację o wyprawie matki cesarza
Heleny, zorganizowanej w celu odszukania pamiątek po Chrystusie.
Zrozumiałe jest, że cesarzowa nie mogła wrócić z Palestyny z pustymi
rękami. Relikwie się odnalazły. Znaleziono krzyż, na którym został
ukrzyżowany Chrystus, a także gwoździe, którymi był przybity do krzyża.
Oto relacja historyka Sokratesa Scholastyka (380-450) o tym wydarzeniu:
„Pewną część Krzyża Świętego poleciła umieścić wewnątrz srebrnej skrzyni i
pozostawiła ją na miejscu jako cenną relikwię dla tych, którzy zechcą
pamiątkę oglądać. Drugą zaś część posyła cesarzowi, a on, głęboko
przeświadczony, że nie zginie miasto, w którym przechowywana jest ta
relikwia, skoro tylko ją otrzymał, ukrył wewnątrz swego własnego posągu,
wystawionego w Konstantynopolu, na forum nazwanym imieniem Konstantyna, i
umieszczonego na olbrzymiej kolumnie z porfiru. (...). Gwoździe natomiast
— bo znalazłszy je w grobowcu matka również i tę pamiątkę wysłała
cesarzowi — które tkwiły w rękach Chrystusa na Krzyżu, wziął Konstantyn na
własność i kazał z nich zrobić uździenice i szyszak, których używał
podczas wypraw wojennych” [7]. []
Nie trzeba
przypominać, w jakim kierunku poszło chrześcijaństwo po tych rewelacyjnych
odkryciach. Krzyż to za mało. Z czasem odnaleziono nawet nieco krwi
Chrystusa. Nie mówiąc już o kościach osiołka, na którym jechał Jezus, o
włosach czy głowach Jana Chrzciciela. Powstałaby księga, gdyby chciano
wymienić wszystkie relikwie znane chrześcijanom. Szerzący się zabobon był
także przez stulecia niezłym źródłem dochodów dla wielu chrześcijan,
bowiem relikwie stawały się niezłą lokatą kapitału, nie tylko
niebiańskiego.
Resztka opozycji przeciwko tym niezdrowym trendom w chrześcijaństwie nie
miała wielkich szans w szermierce z wytrawnymi retorami i autorytetami,
takimi jak Hieronim czy Augustyn. „Któż bowiem, głupia głowo,
kiedykolwiek oddał cześć męczennikom (...)?” — pyta się Hieronim w
apologetycznym piśmie, które było wymierzone przeciwko kapłanowi Wigilancjuszowi, protestującemu przeciwko tym wyraźne pogańskim praktykom,
a następnie dodaje słowa brzmiące jak przestroga: „Świętokradcą był cesarz
Konstantyn Pierwszy, gdy przeniósł święte szczątki Andrzeja, Łukasza i
Tymoteusza do Konstantynopola? (...) Czy i teraz trzeba powiedzieć, że
świętokradcą jest cesarz Arkadiusz, który kości św. Samuela po długim
czasie przeniósł z Judei do Tracji?” [8]
Wielu
nie pozostało nic innego, jak zamilczeć, bowiem w tym czasie biskupi, mając po swojej stronie
władzę świecką, łatwo pozbywali się przeciwników teologicznych.
Najczęściej szli oni na wygnanie, a po ich pismach i napomnieniach ginął
wszelki ślad. Z czasem miejsce świętych męczenników zajęli święci asceci i
mnisi. Nie było już ich tak wielu. Instytucje kościelne przejęły ścisły
nadzór nad pamięcią o ewentualnych świętych, którzy mogli się przydać jako
wzorce do realizowania aktualnej polityki kościelnej.
W
dzisiejszych czasach przybywa liczba świętych, których kult ma kształtować
postawy i nastroje społeczeństwa. Większość relikwii wróciła do miejsca
swego przeznaczenia, a te, które pozostały, nie budzą, poza tylko
określonymi kręgami, większego zainteresowania. Niewielu wierzy w ich
nadzwyczajną moc. Pusta zaś kolumna na dawnym forum Konstantyna, w
islamskim mieście Stambule, przypomina, że nie w relikwiach jest siła
chrześcijaństwa.
przypisy
1 Ewa
Wipszycka, ks. Marek Starowiejski, Ojcowie żywi, t. IX: Męczennicy,
Warszawa 1991, s. 85.
2 Tamże, s. 200.
3 Tamże, s. 112.
4 Ewa Wipszycka, Kościół w świecie późnego antyku, Warszawa
1994, s. 325.
5 Ewa Wipszycka, ks. Marek Starowiejski, Ojcowie żywi, t. IX:
Męczennicy, Warszawa 1991, s. 87.
6 Święty Augustyn, Wyznania 6,2, Warszawa 1992, s. 149.
7 Sokrates Scholastyk, Historia Kościoła 1,17,96-98, Warszawa
1986, s. 111.
8 Ewa Wipszycka, ks. Marek Starowiejski, Ojcowie żywi, t. IX:
Męczennicy, Warszawa 1991, s. 490-491.
|
|