|
Polska,
nawiązując do najpiękniejszych kart z dziejów tolerancji religijnej oraz
współczesnych międzynarodowych praw człowieka, stworzyła liberalne,
nowoczesne i wysoko kulturowe warunki praktykowania przekonań religijnych.
Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione. Każdy mieszkaniec
Polski może posiadać, wyznawać, praktykować i zmieniać religię wedle własnego
wyboru, jak również kultywować swe przekonania religijne pojedynczo lub
zbiorowo, prywatnie lub publicznie, może również organizować się we wspólnoty
religijne. Indywidualnych wolności religijnych jest przynajmniej dwanaście, a
wspólnotowych aż osiemnaście. Kościoły są oddzielone (autonomiczne i
niezależne) od państwa. Jedynymi ograniczeniami wolności religijnej są
względy bezpieczeństwa publicznego, porządku, zdrowia lub moralności
publicznej oraz podstawowych praw i wolności innych osób. O wszystkim tym
mówi ustawa z 17 maja 1989 roku o gwarancjach wolności sumienia i wyznania
(Dz. U. Nr 29, poz. 155).
W okresie
złotego wieku kultury Polska słynęła jako kraj wolności, stanowiąc
schronienie dla prześladowanych na tle religijnym w innych krajach, „asilum
haereticorum”. Dzisiaj polska polityka wyznaniowa stawia nasz kraj w rzędzie
najbardziej cywilizowanych krajów świata i jest elementem pozytywnym między
innymi na drodze do pełnej integracji europejskiej.
PROBLEMATYKA
NOWYCH RUCHÓW RELIGIJNYCH
Jak w tej
sytuacji nasze polskie społeczeństwo powinno się ustosunkować do nowych
ruchów religijnych, nazywanych często lekceważąco i obraźliwie „sektami”?
Generalnie rzecz biorąc, tolerancyjnie i po chrześcijańsku, to jest z
należnym zrozumieniem i szacunkiem, tak jak chcielibyśmy, aby odnoszono się
do naszych osobistych przekonań religijnych i moralnych oraz do naszych
tradycyjnych Kościołów i własnych orientacji filozoficznych.
Pluralizm
światopoglądowy, wyznaniowy i filozoficzny, a także gospodarczy i polityczny
jest cechą charakterystyczną ustrojów wolnościowych, demokratycznych, i
przeciwieństwem wszelkich totalitaryzmów społecznych, politycznych i
religijnych. Nie powinniśmy się przeto dziwić, że obok innych pluralizmów
występuje także pluralizm wyznaniowy, między innymi w postaci nowych ruchów
religijnych. Skoro zjawisko to istnieje i jest prawnie dozwolone, to świadczy
o określonym zapotrzebowaniu społecznym i wypełnia jakąś lukę społeczną. W
tym sensie nowe ruchy religijne przedstawiają określone zjawisko
socjologiczne, na które należy patrzeć w kategoriach religijno-społecznych.
Spojrzenie to jednak nie może być bezkrytyczne. Mogą bowiem pojawić się pewne
patologie, nad którymi nie wolno przechodzić do porządku dziennego. Mogą
bowiem — choć nie muszą — pojawić się wśród niektórych z tych ruchów zjawiska
kryptoreligijne czy parareligijne, albo wręcz przestępcze, naruszające w
pewnym sensie porządek publiczny. Z drugiej strony, mogą również wystąpić
patologiczne reakcje środowiskowe na tego rodzaju zdarzenia lub w ogóle na
odmienność nowych ruchów religijnych, przejawiające się w patologii
obraźliwej terminologii, niewłaściwych uogólnień, powodujących fanatyczne
formy zwalczania wszelkiego innowierstwa lub wytwarzania atmosfery pogromu
lub choćby waśni na tle religijnym, albo powodowania innych znamion
nietolerancji wyznaniowej. Jedne i drugie patologie są szkodliwe, należy ich
unikać i im przeciwdziałać.
Sprawa posiada
— jak widać — wymiar wieloaspektowy i wymaga wszechstronnej analizy.
Dotychczasowe działania w tym zakresie miały charakter żywiołowy i
przejawiały się w postaci przesadnego nagłośnienia niektórych faktycznych czy
pozornych nieprawidłowości zaistniałych w jednostkowych przypadkach wśród
niektórych nowych ruchów religijnych oraz rozbudzania na tym tle radykalnych
form antysekciarstwa, co doprowadziło do wytworzenia się niezdrowej atmosfery
oraz powstania wielce szkodliwej społecznie, niemalże swoistej, psychozy „antysekciarskiej”.
Wydaje się, jakoby „sekciarstwo” dokonało istnego najazdu na Polskę, a
„sekciarze” wyzierali z każdego zaułka w kraju. Stało się to po części pod
wpływem doniesień z zagranicy o zbrodniczych „sektach”, w większym jednakże
stopniu w wyniku hałaśliwej aktywności niektórych krajowych ośrodków
zwalczania „sekciarstwa” oraz szukających sensacji niektórych mass mediów.
Czas już chyba najwyższy, aby temu zagadnieniu przypatrzeć się bliżej i
wyciągnąć właściwe wnioski, aby nie dopuszczać z jednej strony do łamania
praw przez jakiekolwiek kryptoreligie, a z drugiej, by nie ulegać niezdrowym
psychozom i nie dać się wciągnąć w „święte wojny” końca dwudziestego wieku. []
ZADANIA PAŃSTWA
Czy państwo
powinno się zajmować problematyką nowych ruchów religijnych? Oczywiście.
Państwo z natury rzeczy powinno zajmować się wszystkimi zjawiskami
społecznymi, zwłaszcza nowymi, które mogłyby zagrażać porządkowi publicznemu
i naruszać prawo, i to bez względu na to, czy jego sprawcą będą jednostki czy
zespoły ludzkie, Kościoły czy inne znane związki wyznaniowe, albo
jakiekolwiek grupy społeczne.
Jeśliby
niektóre nowe ruchy religijne, a szczególnie kryptoreligijne, dopuszczały się
czynów przestępczych, to państwo z urzędu musiałoby się nimi zająć, podobnie
jak w każdym innym przypadku naruszania norm prawnych. Jeśliby więc pewne
grupy społeczne o charakterze religijnym zabraniały na przykład posyłania
dzieci do szkoły lub pragnęłyby praktykować poligamiczne czy poliandryczne
komuny rodzinne, albo nie zaspokajać podstawowych potrzeb dziecka lub
prowadzić pasożytniczy i narkomański tryb życia, a tym bardziej uprawiać
satanistyczne praktyki, i to w imię jakiejś ideologii religijnej czy
parareligijnej, to państwo musiałoby wkraczać w tego rodzaju sytuację,
podobnie jak czyni to w przypadku subkultur pijackich, narkomańskich,
sutenerskich, gangów przestępczych.
Jeśli natomiast
nowe ruchy religijne nie przekraczają granic prawa, stanowiącego pewne
konieczne minimum moralności społecznej, zwłaszcza prawa karnego (które jest
właśnie takim prawem „nieprzekraczalnych granic”, jak zwykł mówić znakomity
polski jurysta, profesor Władysław Wolter), a tylko wyznają i praktykują
odmienne od większości religijnych zasady wiary i życia, to nie tylko organy
państwowe, ale także nikt inny nie powinien ich nękać czy ingerować w ich
praktyki. Wręcz przeciwnie, należy chronić tego rodzaju ugrupowania przed
fanatyzmami różnego autoramentu czy współczesnymi „inkwizytorami” pragnącymi
inicjować nowe „polowania na czarownice” albo rozhisteryzowanymi czy
sfanatyzowanymi grupami czcicieli „tradycyjnych” bogów.
Źle by się
zresztą działo, gdyby państwo nękało nowe ruchy religijne pod wpływem
propagandy czy psychozy niektórych ośrodków religijno-społecznych czy
sensacyjnej prasy piętnujących je jako „sekty”. Byłby to typowy przykład
średniowiecznych praktyk, gdy wyroki w sprawach wiary wydawały sądy
kościelne, a wykonywały je władze świeckie. W tego rodzaju sytuacjach rola
państwa sprowadzałaby się do funkcji „bracchium saeculare” czynników
religijnych. Mielibyśmy wówczas do czynienia z typowym obrazem państwa
wyznaniowego, to jest połączeniem Kościołów i państwa, „tronu i ołtarza”, jak
również nadużywaniem władzy świeckiej do egzekwowania pod przymusem prawa
praktyk z dziedziny kościelnego dogmatu. Do problematyki więc nowych ruchów
religijnych, określanych przez pewne ośrodki jako tak zwane „sekty”, państwo
— i w ogóle społeczeństwo — powinno podchodzić z dużym sceptycyzmem i
rozwagą. []
KOŚCIOŁY A NOWE
RUCHY RELIGIJNE
Problem nowych
ruchów religijnych jest problemem przede wszystkim współczesnych Kościołów.
To one i ich wierni narażeni są w pierwszym rzędzie na odmienność i niektóre
atrakcyjne oferty życia prezentowane przez różne nowe ruchy religijne. Ruchy
te nie są sektami w tym sensie, jakoby wyodrębniały się z Kościołów
macierzystych, bo tego rodzaju zjawiska nie występują, ale mogą one wystawiać
te środowiska na swoiste pokusy ze strony własnych propozycji doktrynalnych i
sposobów bycia, jak również z tych środowisk, w jakimś stopniu pozyskiwać
swych adherentów. W takiej sytuacji Kościoły mogą się czuć zagrożone w swym
stanie posiadania i stąd różnego rodzaju reakcje. Szczególnie bolesne mogą
być odczucia duchownych, gdy stwierdzają, że niektórzy wyznawcy opuszczają
ich Kościoły, albo rodziców, gdy dzieci, nawet pełnoletnie, łączą się z
nowymi ruchami religijnymi. Jest rzeczą zrozumiałą, że Kościoły w poczuciu
tego rodzaju zagrożeń mają prawo, a nawet kanoniczną powinność, obrony swych
substancji kościelnych i nikt nie może im tego zabronić. Czy jednak należy
stosować środki radykalne przekraczające ideały tolerancji, wolności
religijnej i kultury?
Z punktu
widzenia zasad tolerancji krytyka religii i instytucji kościelnych oraz
innych kierunków filozoficznych, w tym także krytyka postaw i nauk nowych
ruchów religijnych, jest możliwa oraz prawnie i moralnie dopuszczalna, choć w
zasadzie w cywilizowanym państwie powinna być pełna umiaru, ale w żadnym
przypadku nie powinna przekraczać określonych granic. W pluralistycznym
społeczeństwie kontrowersje światopoglądowe i doktrynalne są zjawiskiem
normalnym i nie można ich zakazać. Zarazem jednak każdy obywatel ma prawo
bronić swoich przekonań i stawać w obronie swej wiary i wiary swych
nieletnich dzieci. Nie należy jednak sięgać do radykalnych środków minionych
epok, środków „gorących”, mogących stanowić samo w sobie naruszenie prawa, a
już w żadnym przypadku nie powinno się posługiwać różnymi formami fizycznego
i psychicznego przymusu, łamania sumień ludzkich i eksterminacji, obrażania
cudzych uczuć religijnych. Wyznaniowe ośrodki zwalczania nowych ruchów
religijnych, podobnie zresztą jak zajmujące się tymi kwestiami środki
społecznego przekazu, nie powinny stosować zwłaszcza trzech metod
postępowania:
— metody
obelg, — metody dezinformacji, — metody radykalizmu społecznego.
Jeśli nawet
krytyka cudzych poglądów jest — z punktu widzenia współczesnych zasad
tolerancji — dopuszczalna, to nikomu nie wolno lżyć i wyszydzać cudzych
przekonań religijnych oraz ich form kultowych, ani też obrażać uczuć
religijnych bliźnich przez stosowanie wyzwisk czy terminów ubliżających
godności człowieka, gdyż są to już zniesławienia, oszczerstwa i zniewagi, a
więc przestępstwa kryminalne przeciwko czci. Do takich wyzwisk należy bez
wątpienia — na naszym polskim gruncie religijnym — na przykład słowo „sekta”,
odżegnujące od wiary i czci. []
„Prawdziwe
jednak ruchy religijne należy otaczać właściwym szacunkiem i chronić je, bo
wszelkie religie mogą wnosić w naszą rzeczywistość cenne wartości etyczne i
ubogacić życie społeczne, a ideał wolności mierzy się nie wolnością
większości religijnych, które same sobie dają radę, lecz wolnością
mniejszości religijnych, które potrzebują pomocy”.
Nie wolno także
wprowadzać społeczeństwa w błąd w kwestii działalności nowych ruchów
religijnych przez przypisywanie im znamion, okoliczności i faktów, które
następnie stugębna plotka przekształca w upiory. Informacja jest wskazana,
ale uczciwa i rzetelna. Bardzo często jednak zdarza się, że przedstawiciele
niektórych ośrodków walki z nowymi ruchami religijnymi posługują się
dezinformacją. W ferworze swego dzieła zohydzają przeciwnika do ostanich
granic, nie pozostawiając na nim suchej nitki. Z łatwością również dochodzi
do uogólnień nieprawidłowości, jakie by mogły się pojawić w jednym ruchu
religijnym czy wśród niektórych jego jednostek, na całość i wszystkie ruchy
religijne. Przy tej okazji przypisuje się — paradoksalnie — nowym ruchom
religijnym (tak zwanym „sektom”) znamiona, które z powodzeniem można by
zastosować do własnych wspólnot eklezjalnych. Niebezpieczeństwo dużej
aktywności antysekciarskiej polega jeszcze na tym, że w zapale „świętych”
oburzeń wrzuca się, jakby do jednego worka „sekt”, inne wspólnoty kościelne,
powodując w opinii publicznej zamęt myślowy, siejąc przy tym ducha niezgody,
agresji i podziałów, nienawiści i dyskryminacji, jak również wzniecając
waśnie na tle religijnym, zakłócając spokój społeczny i radykalizując
nastroje społeczne.
Jako przykład
można by przytoczyć książkę pod tytułem „Kościół i sekty”, która już w samym
tytule sugeruje, że istnieje tylko jeden Kościół, wszystko zaś, co znajduje
się poza nim, to sekty. W książce dokonano co prawda pewnej dyferencjacji
(zróżnicowania) i wskazano, że oprócz największego Kościoła istnieją jeszcze
inne Kościoły, ale stwierdzono zarazem, że występują pewne wspólnoty
religijne, które choć nazywają się Kościołami, to jednak Kościołami nie są. W
ten sposób przeprowadzono swoistą wiwisekcję na żywym organizmie
współczesnego chrystianizmu, a dezinformacja ta odbija się bardzo
nieprzyjemnym echem w różnych miejscach kraju, burząc pokój, siejąc
uprzedzenia i nienawiść oraz powodując wiele przykrości i cierpień, między
innymi wśród młodzieży szkolnej, bo książka stała się podręcznikiem
katechetycznym.
Na szczęście
takie konfrontacyjne książki należą do zjawisk odosobnionych. W
przeciwieństwie do tego rodzaju obraźliwych dezinformacji należy z
satysfakcją odnotować znakomite dzieło religiologiczne, wydane przez
profesorów i uczonych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, pod tytułem „Ku
chrześcijaństwu jutra”, w którym przedstawiono w sposób obiektywny i
autentyczny — i w duchu ekumenicznym — pełną informację o współczesnych
wyznaniach. Do takich dzieł należy także książka profesora Karola Karskiego
pod tytułem „Symbolika. Zarys wiedzy o Kościołach i wspólnotach
chrześcijańskich”, wydana przez Chrześcijańską Akademię Teologiczną w
Warszawie, oraz książka pod tytułem „ABC chrześcijanina”, wydana przez
Verbinum.
Nie należy
wreszcie w zwalczaniu nowych ruchów religijnych ulegać jakimkolwiek
radykalizmom społecznym, a tym bardziej odwoływać się do władz świeckich,
chyba że występują ewidentne przejawy naruszania prawa. Władze państwowe nie
powinny z kolei dać się wciągnąć w sprawy wewnątrzkościelne i
międzywyznaniowe, lecz wręcz przeciwnie powinny raczej brać w obronę
mniejszości wyznaniowe przed mogącymi się pojawić różnymi formami ksenofobii
i dyskryminacyjnych działań niektórych środowisk wyznaniowych większości. To
samo powinny czynić środki masowego przekazu. Mniejszości wyznaniowe wszak,
to jest wszelkie jednostki, grupy i ruchy religijne, podobnie jak i
większości wyznaniowe, działają legalnie, i jeśli nie przekraczają prawa, to
korzystają w państwie demokratycznym z natury rzeczy z ustawowych wolności
sumienia i wyznania, i jest to ich osobiste i podmiotowe uprawnienie, które
powinno być — z mocy tego samego prawa — respektowane przez wszystkich. []
TERMIN „SEKTA”
JEST NIEMORALNY
W państwie
polskim, nowoczesnym i cywilizowanym, termin „sekta” nie powinien być
nadużywany, ale także nie powinien być w ogóle używany. Termin ten bowiem
powstał w czasach dawnych na gruncie religijnym i ma konotacje wybitnie
religijne. Posiada charakter wartościujący ujemnie, pejoratywny i obraźliwy.
W tym sensie środowiska kulturalne i naukowe, a także władze świeckie oraz
środki społecznej informacji, w ogóle nie powinny posługiwać się tym
obraźliwym terminem, gdyż wywodzi się on z czasów walk i kontrowersji
religijnych oraz niesie ze sobą echo dawnych epok i metod zwalczania
przeciwników religijnych. W słowo „sekta” wpisane są takie pojęcia jak
„herezja”, „schizma”, „odszczepieństwo”, „potępienie” i „klątwa”, „pogarda” i
„dyskryminacja”, a obecnie także „przestępstwo” i „zbrodnia”, zatem wszystko
to, co najgorsze i najohydniejsze, coś, przed czym należy stronić, i czego
trzeba się strzec pod groźbą kar doczesnych oraz ognia piekielnego. Jest
terminem hańbiącym w opinii publicznej i w stosunkach społecznych. Niektóre
zlaicyzowane koła uważają wprost, że „pachnie” kruchtą. Jeśli więc ktoś nie
chce występować w strojach współczesnego fanatyzmu religijnego, to nie
powinien tego słowa nadużywać czy wręcz słowem tym się posługiwać.
Są opinie, że
słowo „sekta” ma również znaczenie socjologiczne. Tak jest na przykład na
Zachodzie. Należy jednak pamiętać, że tam słowo to nigdy nie stało się tak
radykalnym orężem walki religijnej, jak na przykład w Polsce minionych epok.
Dlatego też, jeśli nawet na Zachodzie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych,
gdzie w ogóle nie było walk religijnych, funkcjonuje socjologiczne pojęcie
słowa „sekta”, to w Polsce nie funkcjonuje ono w takim charakterze. Tutaj
nadal posiada znaczenie konfesyjne i ma sens wybitnie ujemny, jako dawny,
ciężki i niezwykle rażący oręż walki z herezją. Słowo jest krótkie i dosadne,
i gdyby nie owe religijne, wartościujące i instrumentalnie ujemne konotacje,
to można by go używać w sensie socjologicznym. Jednakże właśnie przez wzgląd
na swe religijne zabarwienie, należy je — na naszym gruncie polskim i na
użytek publiczny — zastąpić innymi terminami, nie takimi może pojęciowo
zwartymi, ale za to bardziej cywilizowanymi, choćby w rodzaju „nowe ruchy
religijne” czy „ruchy alternatywne”, albo wprost ugrupowania i tym podobne,
wśród których mogą pojawić się niepożądane ruchy „kryptoreligijne”, albo
„kulty quasi religijne”. W każdym bądź razie w świeckim nurcie życia
publicznego należy zaprzestać posługiwania się terminem proweniencji
religijnej, należącym do arsenałów wyznaniowych, stanowiącym ciężki oręż
dziejowych walk religijnych. Należy również zaniechać posługiwania się tym
terminem w stosunkach międzywyznaniowych, bo jest on — na tle współczesnego
ekumenizmu — wielce niemoralny.
Z szacunkiem
wspominamy soborowy dekret o ekumenizmie, nawołujący do cywilizowania
stosunków międzykościelnych i zaprzestania wszelkich terminów obraźliwych i
raniących bliźnich, „usunięcia słów, opinii i czynów, które by w świetle
sprawiedliwości i prawdy nie odpowiadały rzeczywistemu stanowi” (DE, 4). To
stwierdzenie soborowe stało się wielce dobroczynne w wielu przypadkach. Z
uznaniem również należy wspomnieć Jana Pawła II, polskiego papieża, jako
jedynego w swoim rodzaju rzecznika tolerancji, wolności sumienia i wyznania,
oraz ekumenizmu, a także orędzie polskich biskupów na oenzetowski rok
tolerancji religijnej 1995. W przeciwieństwie do tego, tylko w kategoriach
zachodniego socjologizmu można zrozumieć instrukcję Kongregacji Doktryny
Wiary z roku 1985 o „sektach i nowych ruchach religijnych”, która stwierdza
co prawda, że słowo „sekta” może mieć znaczenie ujemne, ale nie zakazuje
używania go. Podobnie w kategoriach zachodnioeuropejskiego socjologizmu
trzeba rozumieć użycie słowa „sekta” przez Radę Europy (z roku 1992). []
Niemniej jednak
z ubolewaniem trzeba odnotować, że słowo to jest często bardzo nadużywane, że
ponownie znalazło się — bez uwzględnienia polskich uwarunkowań historycznych
— w arsenale walki z nowymi (a przy tej okazji i z niektórymi starymi)
ruchami religijnymi i Kościołami w naszym kraju, że tym sposobem odkopano
poniekąd stary topór wojenny z dawnych epok walk religijnych, a wielu
współczesnym apologetom i gorliwcom dostarczono oręża niekulturalnego i
nieekumenicznego, obrażającego bliźnich. Nie wahają się nim nawet posługiwać
niektórzy teolodzy, ludzie nauki i kultury, uważając, że skoro termin ten,
choć o wydźwięku ujemnym, posiada wysoką aprobatę, to — w myśl zasady „Roma
lacuta, causa finita” — sprawa jest zamknięta i nic nie stoi na przeszkodzie
w swobodnym posługiwaniu się tym obraźliwym terminem również w naszej
polskiej rzeczywistości historycznej. Jest to jednak zasadniczy błąd
metodologiczny. Czy można się dziwić, że w takiej konfiguracji spraw musiała
nasilić się w Polsce niebezpieczna nagonka antysekciarska, która w niektórych
kręgach przekształca się wręcz w swoistą psychozę i histerię, łamiącą
wszelkie zasady tolerancji religijnej oraz wolności religii i przekonań? Czy
nie stać nas na obiektywizm, spokój i kulturę, na dostrzeganie wszelkich, a
nie tylko niektórych, przejawów patologii związanych z szeroko pojętą
problematyką nowych ruchów religijnych? Czy nie czas, aby spojrzeć na
zagadnienie w kategoriach tradycyjnej polskiej tolerancji religijnej i
miłości chrześcijańskiej? Czy Kościoły nie powinny bardziej zająć się
organiczną pracą duszpasterską, będącą najlepszym antidotum na wszelkie
zagrożenia niesione z zewnątrz, niż wytaczać oręże minionych i nie zawsze
najchlubniejszych epok?
ZAKOŃCZENIE
Współczesność
polska to czasy demokracji, pluralizmu społeczno-politycznego i wyznaniowego
oraz wolności religijnej, jak również równouprawnienia Kościołów i innych
związków wyznaniowych. To również czasy Powszechnej Deklaracji Praw
Człowieka, a także soborowej deklaracji o wolności religijnej.
Skoro
przyjęliśmy wysokie i wzniosłe zasady ideowe współczesnych państw
cywilizowanych świata, dotyczące wolności myśli, sumienia i religii, to
trzeba stwarzać dogodne warunki rozwoju również dla nowych ruchów
religijnych, zwłaszcza jeżeli są to nowe ruchy religijne, a nie
pseudoreligijne lub kryptoreligijne, mogące nadużywać dobrodziejstw wolności
religijnej dla celów niereligijnych czy wręcz przestępczych. Prawdziwe jednak
ruchy religijne należy otaczać właściwym szacunkiem i chronić je, bo wszelkie
religie mogą wnosić w naszą rzeczywistość cenne wartości etyczne i ubogacić
życie społeczne, a ideał wolności mierzy się nie wolnością większości
religijnych, które same sobie dają radę, lecz wolnością mniejszości
religijnych, które potrzebują pomocy.
Należy wreszcie
dążyć — zgodnie zresztą z deklaracją ONZ z roku 1981 — do eliminowania z
życia społecznego wszelkich patologii, w tym także wszelkich form
nietolerancji i dyskryminacji z powodu religii i przekonań. | |